środa, 18 lutego 2015

Rozdział 8

  To niemożliwe.
  Po prostu niemożliwe.
  To chore wrażenie, że skądś kojarzyłam Luka, w tym momencie, nabrało sensu. Hemmings okazał się tą samą osobą, którą miałam okazję spotkać u psychologa jakieś dwa lata temu. On pomógł mi wyjść z tego pieprzonego dołka. To dzięki niemu powróciłam do żywych, po kilku miesięcznym zawieszeniu. Gdyby nie on, prawdopodobnie nadal podcinałabym sobie żyły i pragnęłabym śmierci, aby znaleźć się w tym samym miejscu co moja mama.
  Usiadłam na łóżku i spojrzałam na swoje nadgarstki, które zdobiły bardzo stare, wręcz niewidoczne ślady po cięciach. Po policzku spłynęła pojedyncza, gorąca łza. 
  Zrobiło mi się słabo więc wstałam z posłania i poszłam w stronę kuchni po szklankę wody. Stojąc bosymi stopami na zimnych kafelkach ujęłam w dłoń przezroczystą szklankę, która po chwili została napełniona, równie przezroczystym płynem.
  Kątem oka zerknęłam na tarczę zegara, na której widniała godzina 5.38. Pięknie, pół nocy nie przespanej. 
  Wyjrzałam przez okno. Na dworze zaczynało się przejaśniać, w niektórych domach widać było zapalone światła, kilka osób spacerowało, większość wybierała się do pracy. 
  Usiadłam przy stole i popijałam lodowatą wodę. Z niewielkiego radyjka znajdującego się na półce wydobywała się cicha melodia. Wsłuchałam się w prawie niesłyszalny tekst piosenki i oddałam się rozmyśleniom. Przed oczami wciąż miałam te błękitne oczy i wzrok, który zdradzał tak niewiele.  Podparłam głowę o rękę i nawet nie zauważyłam, kiedy odpłynęłam. 
  Obudził mnie głos Isabelle. 
  - Budzimy się, księżniczko - szturchnęła lekko moje ramię i zaśmiała się.
  Jej perfekcyjnie ułożone włosy zakryte były ręcznikiem. Pod oczami blondynki zauważyłam worki i cienie, mimo to i tak wyglądała świetnie.
  - Jak to się stało, że śpisz tutaj, a nie w swoim łóżku? Nie mów mi tylko, że chodzi o twój pokój - zaśmiała się i wstawiła wodę w czajniku.
  - Która godzina? - Zapytałam zaspanym głosem.
  - Dochodzi jedenasta - odpowiedziała krótko i postawiła przede mną talerz świeżych kanapek i sok pomarańczowy. 
  - W nocy źle się poczułam - oznajmiłam. - Przyszłam napić się wody i jak widać zasnęłam - wytłumaczyłam.
Nie do końca skłamałam. W sumie, to była prawda. 
  Spojrzałam na stos pysznie wyglądających kanapek i nie omieszkałam chwycić jedną sztukę w dłoń. Wzięłam sporawy kęs i oblizałam usta ze smakiem.
  Isabelle kiwnęła jedynie głową i z parującym kubkiem jakiegoś napoju, podeszła do telewizora i włączyła go pilotem. 
  Na czarnym ekranie telewizora, w jednej chwili pojawił się, ubrany w czarny garnitur reporter. 
  ,,Ostatnio na terenie Sydney coraz częściej dochodzi do sprzedaży niezwykle niebezpiecznego narkotyku. Kilka uczniów z liceum w centralnej części miasta trafiło, ubiegłej nocy, do jednego z pobliskich szpitali. Są w bardzo złym stanie. Po przeprowadzonych badaniach lekarze określili, że spożywany przez licealistów narkotyk to dezomorfina - przynosi jeszcze gorsze skutki niż te po spożyciu heroiny. Wszystkich mieszkańców prosimy o ostrożność".
  Wsłuchując się w słowa mężczyzny z ekranu, skrzywiłam się z niesmakiem, na myśl o tym, jak można faszerować się tym świństwem.
Reakcja ciotki była podobna. 
  - Nie zdziwię się, jak w najbliższym czasie zrobią wam lekcję o tym, jak narkotyki wpływają na ludzi - blondynka westchnęła cicho pod nosem i usiadła na sofie.
  - Is, daj spokój. Nie mamy piętnastu lat - wywróciłam oczami.
  - ,,Licealiści" - zacytowała reportera i przełączyła kanał pilotem.
Puściłam jej uwagę mimo uszu i przeżuwając ostatni kęs śniadania, udałam się do swojego pokoju.
  Ze względu na zbliżającą się godzinę jedenastą postanowiłam wziąć prysznic. Przepoconą - po niespokojnej nocy - koszulę nocną wyrzuciłam do kosza ze stosem ubrań. Weszłam pod strumień gorącej wody i zrelaksowałam się. Byłam rozgrzana pod wpływem, spływającej po moim ciele, wody. Moje myśli wciąż zaprzątywał jeden człowiek. Moją twarz oblał rumieniec.
,,Czy ja w tej chwili rumienię się na myśl o Luku"?
  Ocknęłam się w momencie, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a. Chwyciłam, leżący na szafce, przy umywalce, telefon i odczytałam wiadomość od Gaby.
Gaby: Jesteś dzisiaj zajęta?
Ja: Niezbyt. O co chodzi? 
Gaby: Świetnie! Wpadnij dzisiaj na imprezkę, o której mówiłam Ci kilka dni temu. Wszystko zaczyna się o 20.00. Podjedziemy po ciebie z Calumem. Bądź gotowa xx
  Westchnęłam głośno.
  ,,Nienawidzę imprez".

***

  Warkot silnika usłyszałam aż u siebie w pokoju. Schowałam telefon do małej torebki i wyszłam z pokoju. Uwadze Isabelle nie umknęła moja niecodzienna stylizacja. Mając na sobie niedługą - sięgającą do połowy ud - bladoróżową sukienkę z niewielkim złotym paskiem, zapiętym w talii, czułam się nieco dziwnie. Na pewno nie, jak typowa Nessy. Od przeszłych dwóch lat, ubierałam tę sukienkę odświętnie. Pierwszy raz założyłam ją na imprezę, nie wiem czy się nadaje. 
  Ciotka zlustrowała mnie wzrokiem, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. 
  - Wow! - potrząsnęła głową z niedowierzania. - Gdzie się wybierasz? 
  - Gaby wyciąga mnie na jakąś imprezę - oświadczyłam. - W zasadzie już na mnie czeka, więc jeśli mogę too... - przedłużyłam - ...już sobie pójdę.
  - Stop, stop, stop! - zatrzymała mnie kiedy byłam tuż przy drzwiach frontowych. 
 Blondynka odsunęła się od stołu przy którym wypełniała jakieś karty, wstała z krzesła i podeszła w moją stronę. Jeszcze raz dokładnie mnie się przyjrzała i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. 
  - Wyglądasz tak pięknie, Ness - powiedziała z udawanym płaczem. - Baw się dobrze - potarła moje ramiona i odeszła na krok oczekując mojego wyjścia.
  Tak też zrobiłam. Uśmiechnęłam się delikatnie do ciotki i chwyciłam za klamkę.
  - Jeszcze jedno - powiedziałam zza lekko, uchylonych drzwi. - Pożyczyłam sobie twoje szpilki - wskazałam na blado żółte czółenka, które miałam na nogach i zniknęłam ciotce z widoku, za zamkniętymi już drzwiami.
  Śmiejąc się pod nosem, weszłam do znajomego, czarnego pojazdu. Na przednim siedzeniu od strony pasażera znajdowała się Gaby, zaś przed kierownicą siedział Calum. 
  Gabriella miała na sobie ołówkową, granatową sukienkę z długimi rękawami i baskinką przy biodrach. Dostrzegłam również srebrną kolię i kolczyki oraz buty, pasujące odcieniem do jej karnacji. 
  Calum, natomiast, ubrany był w to co zawsze. Czarne, obcisłe, seksowne rurki, czarne vansy oraz również czarna, koszulka z logiem zespołu, która idealnie podkreślała jego umięśnione ramiona. Nic dziwnego, że Gaby na niego leci. 
  Widząc ich ciekawskie spojrzenia skierowane na moją osobę, poczułam zakłopotanie i spuściłam głowę. Jeśli każdy na tej imprezie, będzie się na mnie patrzył, w taki sposób to chyba wyjdę z siebie.
  - Kurczę Ness. Niezła z ciebie laska! - zaśmiał się Calum. 
  Na te słowa brunetka spiorunowała go wzrokiem i szturchnęła w ramię. Po chwili wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Gabriella spojrzała na mnie po raz kolejny.
  - Lucas padnie jak cię zobaczy - palnęła, a następnie poruszyła obiema brwiami. Calum przeszył ją wzrokiem i pokręcił przecząco głową. 
Poczułam się zmieszana. Nie rozumiem o co mu chodziło... Nie rozumiem o co chodziło im obojga. 
  - To Luke też będzie? - zadałam pytanie lecz po chwili ugryzłam się w język.
  - Możliwe, że tak - powiedział Calum włączając silnik. - Ale nic nie jest pewne - dokończył. 

  Przeciskając się przez tłum tańczących nastolatków, prawie nie zgubiłam przyjaciół z oczu. Kiedy wreszcie wyrwałam się z gąszczu, pocierających ciałami o siebie w rytm muzyki ludzi, podeszłam do rozbawionej grupki. Calum i Gaby rozmawiali z mniej znanymi mi osobami, które przedstawiły się i po krótkiej rozmowie odeszli tańczyć. Usiadłam na krzesełku przy ladzie i obserwowałam poczynania osób, znajdujących się wokół mnie. Kilka par obściskiwało się na kanapach, większość rozmawiała lub tańczyła.
  Przez niespełna pół godziny, siedziałam w tym samym miejscu i mieszałam łyżeczką otrzymanego, przez barmana, drinka. To jednak nie był dobry pomysł tutaj przychodzić. 
  ,,Dlaczego się na to zgodziłaś, Ness?!"
  W pewnym momencie ktoś dotknął moje ramię. Odwróciłam się i moim oczom ukazał się wysoki, dobrze zbudowany szatyn. Miał na sobie biały t-shirt, który idealnie podkreślał jego umięśniony tors, ciemne jeansy i buty firmy Nike.
  - Dobrze się bawisz? - zapytał nieznajomy i uśmiechnął się przyjaźnie.
  - Cóż... - próbowałam przekrzyczeć panujący w domu hałas, spowodowany muzyką i głośnymi rozmowami. - ...nie przepadam za imprezami, ale mówiąc szczerze, bywało gorzej - skłamałam.
  - Jestem Nathan. Organizator - chłopak wyciągnął prawą dłoń. 
  Po chwili obok chłopaka pojawiła się nowa, znajoma mi osoba - Michael, którego włosy z czerwonych stały się, nagle niebieskie.
  - Oh! Nessy - powiedział ze zdziwieniem w głosie. - Nie wiedziałem, że tu będziesz.
  - A jednak jestem - zaśmiałam się sztucznie.
  - Poznałaś już mojego kolegę? - mocno zaakcentował ostatnie, wypowiedziane słowo.
  - Tak się składa - zmarszczyłam brwi i przyjrzałam się chłopakom. 
  Nagle doszło do mnie, co przyjaciel chciał mi przekazać. O nie... To chyba jakiś żart?! 
  - Chwila, chwila, chwila - powiedziałam szybko i wstałam z wysokiego krzesła. - Wy chyba nie jesteście... - nie dokończyłam.
  - Razem - przerwali mi oboje, w tym samym czasie, po czym zaczęli się śmiać.
  - Tak Nessy - zaczął Mikey. - Nie powiedziałem ci wcześniej, ale tak - wolę chłopców. 
,,O mój Boże" - pomyślałam. Chłopak, którego znam od dziecka właśnie oznajmił mi, że jest gejem. W sumie zbytnio mnie to nie dziwi. Od zawsze zadawał się z chłopakami, byłam jedyną dziewczyną, z którą lubił spędzać czas. Mogłam się tego spodziewać. 
  - Ile rzeczy jeszcze o tobie nie wiem Clifford? - westchnęłam.
  - Całe mnóstwo - zatoczył koło rękoma i odszedł wraz z Nathanem w gąszcz tańczących ludzi. 
  Odwróciłam się za siebie i zobaczyłam, że dwojga moich towarzyszy właśnie obściskuje się przy ścianie.
 No świetnie. Teraz im się zebrało?! Jedyna rzecz która mi pozostała to: zostać tu i dalej się nudzić lub wrócić do domu i spędzić resztę wieczoru samej. Wolałam, jednak, to drugie. 
  Szybkim krokiem wyślizgnęłam się z domu licząc, że ani Gaby, ani Calum tego nie zauważą. Tak też się stało. Nikt mnie nie gonił i nie wołał. 
  Z niewielkiej kopertówki wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Isabelle, która nie odbierała. Zamówiłam więc taksówkę. 
  Stałam odstawiona, niedaleko domu, w którym wciąż odbywała się impreza. Niebo było już całkowicie ciemne, wręcz czarne. Łatwo było dostrzec niewielkie, migoczące gwiazdki.
  Dostrzegłam krzyż południa - ulubiony gwiazdozbiór Dave'a - mojego ojca. Tata od zawsze był zafascynowany gwiazdami i planetami. Często opowiadał mi historie związane z daną konstelacją, potrafił wypowiadać się na ich temat godzinami. Był cudowną osobą... przed śmiercią mamy. Wciąż mam do niego żal o to co zrobił. Nie wiem czy kiedykolwiek mu wybaczę. Jednak mimo to oddałabym dużo żeby móc się z nim znowu spotkać i porozmawiać. Ciekawe czy on tego chce? 
  Odpędziłam myśli o ojcu, gdyż zdałam sobie sprawę, że gdyby chciał już dawno by się ze mną skontaktował. Wieść o tym, że wróciłyśmy z Isabelle do Sydney na pewno do niego dotarła. 
  Usłyszałam za sobą dźwięk klaksonu. Odwróciłam się i zobaczyłam czarną taksówkę. Wsiadłam do pojazdu i podałam kierowcy adres. Po zapięciu pasów zajęłam się obserwowaniem nieba zza okna samochodu. Miałam wrażenie, że wszystkie gwiazdy i księżyc podążają za nami. Było tak pięknie.
  Nim się obejrzałam, zajechaliśmy pod dom. Z trudem wysiadłam z pojazdu i podałam kierowcy kilka banknotów. Zauważyłam słabe błyśnięcie. Coś metalowego błyszczało w okolicach ust mężczyzny. Skupiłam wzrok na małym elemencie jednak było zbyt ciemno. Nic nie widziałam. Przez głowę przebiegła mi tylko jedna myśl jednak po chwili namysłu odpędziłam ją.
  Oczywiście, Luke Hemmings prowadził samochód, którym wróciłam do domu. Świruję. 
  Samochód odjechał a ja podeszłam do drzwi od mieszkania. Otworzyłam je najciszej jak potrafiłam. Jestem świadoma, że Isabelle jeszcze nie śpi, w końcu jest kilka minut po dziewiątej. Nie chcę z nią, po prostu, rozmawiać na temat: dlaczego tak szybko wróciłam. 
  Szybkim ruchem zdjęłam szpilki pożyczone od ciotki. W słabym świetle dostrzegłam obce, męskie buty na wycieraczce. Stałam osłupiona przez kilka minut i analizowałam, co właśnie zobaczyłam. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w cichą rozmowę prowadzoną w sypialni Isabelle. Usłyszałam cichy śmiech. Teraz jakiś niski, znajomy głos.
  Nie...
  Wemknęłam się do swojego pokoju i zamknęłam delikatnie drzwi. Zsunęłam się na podłogę i ukryłam głowę w dłoniach. Siedziałam tak do momentu, kiedy słyszałam, jedynie, swój oddech i przyspieszone bicie serca.
_______________________________________
Rozdział znowu wyszedł dosyć długi.
Przyzwyczajcie się :D
Rozdział początkowo mnie zadowalał, a teraz jak na niego patrzę i go czytam wydaje się słaby. Ehh... mnie dogodzić. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam. Spóźniłam się i to sporo, pewnie czekaliście na coś  z a j e b i s t e g o.
Przejdźmy dalej - Michael.
Albo mnie zabijecie, albo pokochacie, za to co zrobiłam.
Uwierzcie - nie mogłam się powstrzymać. Z Michaela pragnęłam zrobić geja/homoseksualistę (jak kto woli) już od samego początku. Po za tym, mam wrażenie, że teraz opowiadanie będzie ciekawsze.
Druga sprawa.
Powoli zbliżamy się do ważnego momentu w fanficu. Ważnego, dla fanów Lussy ♥
Nie będę mówić o co chodzi, ale wszystkiego, się w swoim czasie dowiecie :)
Kolejna.
Wątek o narkotykach też nie znalazł się zupełnie bezpodstawnie. Nie ignorujcie tego!
Na sam koniec ogłoszeń parafialnych, chciałam dodać, że nie wiem czy będę w stanie dodać rozdział za tydzień. Zebrało mi się sporo sprawdzianów w jednym czasie więc cały weekend i kolejny tydzień pójdzie na naukę. Ehh...
Niczego nie obiecuję, niczego nie zaprzepaszczam. Może się uda, może nie. Bądźcie dobrej myśli, ja też jestem. :))
ily x