środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 12

  PRZECZYTAJ POST POD NOTKĄ. DZIĘKUJĘ :)
  Serce waliło jej jak oszalałe od momentu kiedy weszła do mieszkania. Przez całą drogę spędzoną w samochodzie przyjaciółki przypominała sobie słowa, wypowiedziane z ust Isabelle przez telefon.
  - Ness...? - zaczęła pytaniem, upewniając się, że rozmawia z odpowiednią osobą. - Musisz wracać, to ważne. Chodzi o Dave'a.
  Po tych słowach, Nessy siedziała jak wmurowana, na łóżku Gabrielli.
  ,,Chodzi o Dave'a". - Powtarzała słowa ciotki na początku w myślach, później wymawiała je na głos.
  - Czego on ode mnie chce? - zadała pytanie, jakby sama do siebie. Przyjaciółka wpatrywała się na nią ze zdezorientowaniem. Nie wiedziała co robić.
  - Coś się stało? Kto dzwonił? - zapytała próbując zrozumieć do czego doszło chwilę temu. Nessy jednak nie odpowiedziała. Zamiast tego poprosiła o podwiezienie do domu.
  Stojąc w progu drzwi od salonu, Nessy zaczerpnęła haust powietrza i nacisnęła klamkę. Szybkim krokiem weszła do pomieszczenia nie patrząc w oczy osób znajdujących się w pokoju. Rzuciła torbę na sofę i podniosła głowę. Jej oczom ukazały się dwie postacie. Isabelle patrzyła na nią zmęczonym i zmartwionym wzrokiem, jej towarzysz podpierał się o blat dzielący kuchnię z salonem, wzrok skierowany miał na podłogę.
  - Co się tu dzieje? - zapytała patrząc w stronę trzydziestoparoletniej blondynki. - Co on tutaj robi? - wykazała palcem na dobrze zbudowanego bruneta stojącego nieopodal kobiety.
  Isabelle spojrzała na niego porozumiewawczo na co on pokiwał głową. Nessy stała i przypatrywała się niewerbalnej komunikacji dwojga dorosłych, a jej cierpliwość widocznie się wykańczała. Jeśli w przeciągu kilku chwil nikt z obecnych osób nie wyjaśni jej o co tutaj chodzi, wybuchnie niepohamowaną złością.
  - Ness... - niski, lekko zachrypnięty głos należący do wysokiego mężczyzny przywołał wspomnienia. Do oczu dziewczyny napłynęły łzy. - Pozwól, że ja ci wszystko wyjaśnię.
  - Nie przyszłam rozmawiać o tym co działo i dzieje się między wami. - Słowa wypowiedziała z niesamowitym spokojem. Sama zdziwiła siebie, że potrafiła tak świetnie udawać spokój, kiedy w niej wszystko się gotowało.
  - Pozwól mi wyjaśnić - nalegał umięśniony mężczyzna.
  - Nie potrzebuję wyjaśnień. - Spojrzała w jego kasztanowe oczy i przyjrzała się dokładnie jego twarzy. Nie zmienił się. Oprócz tego, że na jego czole zagościło kilka zmarszczek podobnie jak w kącikach ust, wyglądał praktycznie tak, jak zapamiętała go osiem lat temu. - Przynajmniej nie od ciebie... Chris. - Jego imię wypowiedziała z goryczą w głosie.
  Mężczyzna wypuścił powietrze z ust i odwrócił się w stronę drzwi z rezygnacją. I tak wiedział, że nic nie wskóra, więc postanowił opuścić mieszkanie. Kiedy Nessy usłyszała trzaśnięcie drzwi wejściowych świadczące o tym, że mężczyzna wyszedł z domu, dziewczyna przeniosła obojętny wzrok na ciotkę.
  - Powiesz mi wreszcie o co chodzi? - jęknęła błagalnie. - Mam już dosyć twoich kłamstw i niedopowiedzeń.
  Nessy miała okazję przyjrzeć się blondynce. Jej zazwyczaj perfekcyjnie ułożone włosy, obecnie spięte były w niedbały kucyk, twarz była czysta od makijażu przez co dziewczyna dostrzegła niewielkie zmarszczki oraz podkowy pod oczami. Isabelle wyglądała na zmęczoną i zestresowaną.
  - Zastanawiałaś się może, dlaczego nic ci nie powiedziałam? - ich wzrok spotkał się. Oczy Isabelle, zazwyczaj jasne i promienne obecnie były ciemne w niezidentyfikowanym odcieniu na pograniczu przygasłego błękitu i szarości.
  Nessy przygryzła wargę. Przypomniała sobie słowa Ashtona. ,,Prawda bywa dobra, ale czasami może być bolesna i niezrozumiała". Co miał przez to na myśli? Przypatrywała się twarzy ciotki w poszukiwaniu odpowiedzi.
  - Bałam się, jak zareagujesz. - zaapelowała i westchnęła teatralnie. - Spotykałam się z Chrisem dla korzyści... obydwojga. W zamian za dobra materialne otrzymywał... możesz się domyślić co. 
  W Nessy ciągle gotował się gniew. Gorące łzy płynęły po jej policzkach uniemożliwiając spojrzenie na Isabelle. 
  - Zrobiłam to tylko i wyłącznie z myślą o tobie, Ness. Chciałam dla nas jak najlepiej. - Dotknęła jej ramienia, jednak dziewczyna szybko odsunęła się,
  Tym razem Nessy, nie hamowała złości. Wybuchnęła gniewnym szlochem. 
  - Nie upoważniło cię to do zrobienia z siebie dziwki, Isabelle! - krzyknęła w jej stronę przecierając zapłakane oczy palcami. Pod oczami miała wyraźne smugi od tuszu do rzęs, jej policzki były całe czerwone, a oczy napuchnięte od płaczu. Nessy widząc, że ciotka nie ma jej już nic do powiedzenia uciekła do swojego pokoju. Isabelle złapała ją w porę za nadgarstek. 
  - Mam coś dla ciebie - oznajmiła i podała jej niewielką kopertę zaadresowaną jej imieniem i nazwiskiem. - To od Dave'a. 


    Siedząc nieruchomo na łóżku, Nessy przyglądała się naruszonej kopercie. W dłoni trzymała kartkę papieru zapisaną niedbałym charakterem pisma. Dziewczyna przyglądała się podpisowi znajdującego się na końcu listu. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, co właśnie przeczytała. 

Kochana Nessy.
Nie potrafię uwierzyć, że po tak długim czasie wreszcie się na to zdobyłem. Tak bardzo za Tobą tęsknię! Brak kontaktu z Tobą okazał się najgorszym aspektem tego wszystkiego, co się stało. 
Przepraszam Cię. Za wszystko.
  Z perspektywy czasu wiem, że to wszystko było moją winą. Opuściłem Cię i możesz mnie za to nienawidzić. 
  Domyślam się ile przeszłaś przez ten czas. Śmierć Eloise - twojej matki była ciosem dla nas wszystkich. Sama z resztą doskonale to wiesz. Ale mimo wszystko co zrobiłaś jestem z Ciebie niezmiernie dumny. 
  Wiem, że w dalszym ciągu zastanawiasz się czemu, tak nagle się odezwałem. Nie widzieliśmy się w końcu od trzech lat. Pewnie przez ten czas bardzo się zmieniłaś, w końcu jesteś już prawie dorosła. Po prostu...brakuje mi Ciebie. 
  Codziennie kiedy budzę się rano przypominam sobie Ciebie i twoją mamę. Dwie najważniejsze dla mnie osoby. Przez te kilka lat, ani razu o Tobie nie zapomniałem. Byłaś i wciąż jesteś w mojej pamięci, każdego dnia. 
  Ostatnimi czasy wszyscy martwiliśmy się o Ciebie, podejmowaliśmy decyzje bez twojej wiedzy, ani zgody. Teraz chce, żebyś mogła dokonać własnego wyboru. Zależy mi niezmiernie na spotkaniu swojej ukochanej córki. 
  Rozumiem, że możesz być na mnie wściekła, i nie mam zamiaru Cię obwiniać jeśli nie przyjdziesz, ale błagam - spotkaj się ze mną! Nie mogę się już doczekać, kiedy znów Cię zobaczę. 
Twój tata, Dave. 

  Nessy wpatrywała się w jesienny mrok za oknem. Poczuła, jak w jej oczach wzbierają gorące łzy. Po tylu latach postanowił się odezwać. 
  Z pewnym wysiłkiem zmusiła się do tego, by przeczytać list po raz trzeci. Tym razem zwróciła uwagę na to, jak mocno przyciskał długopis do kartki. Tak jakby był czymś zdenerwowany. Wpatrywała się w list, wciąż zadając sobie pytanie, co powinna zrobić. 

  Przez najbliższe noce nie spała zbyt wiele. Czytała w kółko słowa napisane przez ojca, aż w końcu nauczyła ich się na pamięć. Zestresowana chodziła po pokoju, zarówno w dzień, jak i w nocy i zastanawiała się czy otrzymana wiadomość jest w stu procentach szczera. Około trzeciej nad ranem uwierzyła, że nie ma w liście żadnych dziwnych sformułowań, niczego podejrzanego i dziwnego. Położyła się więc do łóżka, zakryła się kołdrą po same uszy i skulona odpłynęła do krainy morfeusza. 
  Następnego dnia rozmawiała z Isabelle. Atmosfera między nimi uległa poprawie. Pomimo tego, że ciotka okazywała zrozumienie i wsparcie, w dalszym ciągu czuła się urażona słowami siostrzenicy, co nie umknęło uwadze Nessy. Dziewczyna miała na sumieniu słowa, którymi obrzuciła zeszłego dnia własną ciotkę. Pragnęła ją za to przeprosić jednak nie wiedziała jak się do tego zabrać. 
  Dni dłużyły się niemiłosiernie. Codzienne sprawdziany i samotne przebywanie w szkolnej bibliotece weszło jej już w nawyk. Nie rozmawiała nawet z Gaby, która widząc niechęć ze strony przyjaciółki, postanowiła spędzać większość czasu z Calumem i Lucasem. 
  Któregoś wieczora Nessy poczuła ogarniającą ją samotność, smutek i bezradność. W głowie miała dosłowną pustkę. Nie wiedziała czy iść na spotkanie z ojcem, a jeśli tak to sama czy z kimś u boku? Rozmyślanie i kalkulowanie rozwiązań zaczynało ją męczyć i przytłaczać. Tego samego wieczora usłyszała dzwoniący telefon. Nessy mozolnie podeszła do szafki nocnej i spojrzała w wyświetlacz. Ujrzawszy znajomy numer odebrała połączenie. W słuchawce usłyszała głos należący do Caluma.
  - Hej niezdaro. - Głos bruneta sprawił, że zrobiło jej się ciepło na sercu. 
  - Hej Hood - uśmiechnęła się sama do siebie. Cieszyła się, że ktoś wreszcie postanowił z nią porozmawiać. Przez cały tydzień praktycznie w ogóle z nikim nie rozmawiała. 
  - Posłuchaj... - zaczął ostrożnie. - Co się z tobą dzieje? Gaby strasznie się martwi. - Ton jego głosu był uspokajający i troskliwy. 
  - Cóż, można powiedzieć, że przeszłość do mnie wróciła. - Zabrzmiało to sarkastycznie pomimo, że wcale nie miała takich zamiarów.
  - Chcesz o tym pogadać? - udał, że nie słyszał rozdrażnienia w jej głosie.
  - Szczerze? Przydałoby się - położyła z rezygnacją na łóżku i położyła głowę na miękkim materacu. 
  - Okay. W takim razie poczekaj kilka minut - oznajmił i zakończył połączenie. 
  Lekko pocieszona wstała z posłania i wyszła z pokoju wędrując w stronę kuchni. Isabelle siedziała przy stole i mieszała kawę łyżeczką. Sądząc po braku pary unoszącej się nad kubkiem, Nessy podejrzewała, że napój zdążył ostygnąć. Zdziwiło ją to ponieważ ciotka od zawsze popijała wyłącznie gorące kawy i herbaty. 
  Usiadła na krześle naprzeciwko blondynki i sięgnęła po niewielkie ciasteczko oblane z jednej strony czekoladą, po czym ugryzła kęs pysznie wyglądającej przekąski. Spojrzała z ukosa na pobladłą twarz Isabelle, która ani na chwilę nie przeniosła wzroku z kawy na nią. Kobieta wciąż, kolistymi ruchami mieszała łyżeczką zimny napój. 
  - Isabelle? - zapytała spokojnie próbując przywrócić ją do świata żywych. Ciotka lekko się poruszyła i martwym wzrokiem spojrzała na siostrzenicę i uśmiechnęła się blado. Wyglądało to dosyć przerażająco zważając na jej nienaturalną bladość i podkrążone oczy. Wyglądała tak jakby nie spała od dobrych kilku dni. - Wszystko gra?
  Isabelle jedynie skinęła potwierdzająco głową. Wstała z krzesła i wylała ciemną ciecz do zlewu. 
  - Nienawidzę zimnej kawy - skrzywiła się. - Zrobię sobie nową. Pozwolisz? - wyjęła z szafki naczynie zapełnione po brzegi brązowym, sypkim proszkiem i wsypała do świeżego kubka dwie łyżeczki kawy. Wstawiła wodę w czajniku, a kiedy zagotowała się, zalała wodą białe naczynie. Nad kubkiem unosiła się para. Isabelle upiła łyk przygotowanego napoju i usiadła z powrotem na to samo miejsce. 
  - Wyglądasz na bardzo zmęczoną. Powinnaś iść się położyć - zasugerowała dziewczyna.  
  - Próbowałam - westchnęła ciężko. - Wciąż myślę o tym wszystkim co się stało, Ness. 
  - Przepraszam. - Powiedziała po chwili ciszy.
  - Nie przepraszaj mnie. To moja wina. - zaapelowała. - Nie powinnam była cię okłamywać. Ba! Nie powinnam tak postępować. 
  - Chciałaś dobrze - Nessy uśmiechnęła się. 
  Z holu dobiegł dźwięk dzwonka. Nessy podniosła się z krzesła i podbiegła do drzwi. Widząc osobę stojącą w drzwiach dziewczyna zdziwiła się i podniosła lekko brwi ku górze. Wpuściła chłopaka do środka i stanęła z założonymi na piersi rękami. Opierała się o zamknięte drzwi salonu. Blondyn popatrzył na nią i podrapał się z tyłu głowy. W końcu postanowił się odezwać.
  - Calum mnie tu przysłał. - Wyjaśnił swoje przybycie. - Mówił, że masz jakiś problem i chcesz o tym pogadać. 
  Nessy uśmiechnęła się i pokręciła głową. Nie spodziewała się, że brunet wyśle Luka do jej domu w odwiedziny. Mimo wszystko cieszyła się, że to zrobił. Brakowało jej kontaktu z tym działającym na nerwy blondynem, który swoją drogą nieziemsko jej się podobał. 
  -Przejdziemy się? - zaproponował wskazując kciukiem na drzwi, które znajdowały się za jego plecami. Nessy skinęła potwierdzająco głową, ubrała buty. Ze względu na to, że na dworze robiło się coraz chłodniej, postawiła na białe adidasy. Wychodząc krzyknęła wyłącznie: ,,wrócę za pół godziny" i zniknęła za drewnianymi drzwiami. 
  Chłodne powietrze musnęło jej twarz. Trzęsąc się z zimna, pokręciła przez chwilę głową, a dłonie schowała w kieszenie kurtki. Spojrzała w okalający ją mrok. Nieprzenikniona ciemność sprawiła, że po jej skórze przeszedł dreszcz. Po pewnym czasie jej wzrok zaczął się przyzwyczajać i mogła już dostrzec zarysy postaci i twarzy Luka. Kiedy skręcili za zakrętem oświetliły ich stojące, w odległości około dziesięciu metrów, wysokie lampy. Teraz nie mieli żadnych problemów z dostrzeżeniem siebie nawzajem. 
  Szli w milczeniu obserwując bacznie chodnik lub przejeżdżające samochody. Z nieba zaczęły spadać niewielkie kropelki deszczu, które z czasem nasiliły się. Pobiegli przed siebie w poszukiwaniu schronienia przed ulewą. Po kilku minutach biegu skręcili w pusty zaułek i schowali się pod szeroką belką zwisającą z jednego okna do drugiego, jakiegoś starego budownictwa. Odetchnęli zmęczeni ciągłym biegiem, a następnie zaczęli się śmiać. 
  - Myślałam, że bieganie w deszczu będzie bardziej przyjemne - powiedziała między oddechami. Objęła ramiona rękami i usiadła skulona na zimnym, betonowym chodniku. 
  Lucas widząc, jak Nessy trzęsie się z zimna zdjął z siebie czarną, skórzaną kurtkę i okrył nią gołe ramiona dziewczyny.
  - Poczekamy tutaj chwilę, zaraz powinno przestać padać - usiadł obok niej. Byli tak blisko siebie, że stykali się kolanami. - O czym chciałaś porozmawiać? - zadał rzeczowe pytanie i spojrzał głęboko w oczy Ness. 
  Nessy wzdrygnęła się przypominając o liście od taty i propozycji spotkania. O tym co przeczytała nie powiedziała nikomu z wyjątkiem ciotki. Ostatnimi czasy, jednak bardzo zaufała chłopakowi.
  - Mój tata chce się ze mną spotkać - powiedziała patrząc w mrok przed sobą. 
  - Dawno się nie widzieliście? - Zapytał naturalnym tonem. 
  - Od trzech lat.
  Zapadła cisza zakłócana, jedynie uderzającymi o belkę kroplami deszczu. 
  - Kiedy zmarła moja mama - odezwała się ponownie przerywając ciszę. - Mój tata popadł w nałóg. Ciągle pił i nie interesował się mną. - Po jej policzku spłynęła gorąca łza. - Rzadko kiedy bywał w domu, a nawet jeśli tak to nie rozmawiał ze mną. Kiedy próbowałam z nim porozmawiać zachowywał się jakby mnie nie widział, ani nie słyszał. To było przykre. - Zatrzymała się, a po chwili kontynuowała. - Któregoś dnia Isabelle przyszła w odwiedziny sprawdzić jak się czujemy. Zastała pijanego Dave'a leżącego na łóżku, w otoczeniu kilkunastu butelek wódki i innych świństw. Kiedy zobaczyła mnie płaczącą w kącie swojego pokoju, z rozciętym nadgarstkiem natychmiast zabrała mnie do siebie. Chyba z tysiąc razy odwiedzałam różne kliniki psychologiczne albo szpitale. Tygodniami dochodziłam do siebie. W końcu wyjechałyśmy na trzy lata do Gold Coast, gdzie mieszkają moi dziadkowie. Pod koniec wakacji wróciliśmy do Sydney i on znowu się odezwał. - Wytarła spływające po policzkach łzy i spróbowała się uspokoić. - Najgorsze jest to, że ja nie wiem czy chcę się z nim spotkać. - Spojrzała w błękitne oczy Luke'a. 
  - Jak chcesz mogę iść tam z tobą? - zaproponował.
  Nessy zastanawiała się czy się zgodzić. Z jednej strony nienawidziła swojego ojca i tego co jej zrobił, zaś z drugiej pragnęła znów go zobaczyć. Jej dłonie i całe ciało trzęsło się z powodu zimna i zdenerwowania. Luke widząc to złapał jej dłonie i spróbował je ogrzać. 
  Dźwięk spadających kropel ucichł, więc Luke wychylił głowę sprawdzając czy deszcz faktycznie ustał. Tak też było. Wstał z chodnika i pomógł uczynić to samo Nessy. Objął jej plecy ramieniem i podążyli w kierunku domu dziewczyny. 
  Kiedy doszli pod drzwi budynku, Nessy odsunęła się od chłopaka i nacisnęła klamkę. Zanim zdążyła wejść do środka, ktoś złapał ją za nadgarstek i przysunął do siebie. 
  - Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć - wyszeptał jej do ucha i musnął jej rozgrzany policzek ustami. 
  Po tych słowach wyszeptała jedynie, słabo słyszalne ,,dziękuję" i zniknęła za drzwiami mieszkania. 
_____________________________
Oh well... 
Od czego tutaj zacząć. 
Może na początku: jak pewnie zauważyliście, w tym rozdziale zmieniłam sposób narracji. Z pierwszoosobowej przeszłam na trzecioosobową. 
Bez obaw. Sposób narracji zmieniłam tylko i wyłącznie po to, aby sprawdzić "czy bardziej mi odpowiada" . W komentarzach prosiłabym, abyście wyrazili własną opinię, czy pozostać przy obecnej narracji czy wrócić do narracji "oczami Ness".

Rozdział wyszedł długi, a w sumie nie wyczerpałam go do końca. Miałam go jeszcze trochę rozbudować, ale nie chciałam was aż tak męczyć. 
Mam nadzieję, że się wam spodobał. 

Nie chce przynudzać i przedłużać.
 Każdego kto przeczytał rozdział proszę o komentarz ♥ Bardzo mi na tym zależy.
Wyraźcie w komentarzach swoją opinię na temat rozdziału :)
Ily x

czwartek, 19 marca 2015

Rozdział 11

  Budząc się zauważyłam, że nie znajduję się w swoim pokoju. Promienie przedpołudniowego słońca, raziły mnie po oczach, więc odwróciłam się plecami do okna. Miejsce obok mnie, na łóżku było puste. W powietrzu unosił się przyjemny zapach ciasta. Od wczoraj nic nie jadłam i strasznie burczało mi w brzuchu. Wstałam i podążyłam za pysznym zapachem.
  Kuchnię od salonu oddzielał blat. Pomieszczenie było niewielkie, znajdowała się tu lodówka, kuchenka i zlew. Przed blatem stały dwa, wysokie krzesła podobne do tych w barach i pub-ach. Usiadłam na jednym z nich i przyglądałam się, jak Luke przygotowuje śniadanie. Miał na sobie jedynie szare bokserki, przez co mogłam podziwiać jego umięśnione plecy. 
  - Masz ochotę na naleśniki? - zapytał nie odrywając się od czynności, którą wykonywał. Pokiwałam jedynie, potwierdzająco głową. Siedziałam jeszcze przez chwilę, ale po pewnym czasie postanowiłam wstać i wyjrzeć przez okno. 
  Słońce sięgało, już prawie zenitu, ogrzewałam się w jego ciepłych promieniach. W kwietniu* jeszcze nigdy nie było tak ciepło i przyjemnie. Patrząc się w okno i podziwiając błękitne niebo poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciłam się. Luke wlepiał we mnie ciekawski wzrok. Potrząsnęłam głową pytająco, ten jedynie uśmiechnął się cwaniacko i powrócił do smażenia naleśników.
  - Coś nie tak? - zwróciłam się do niego siadając na miękkim, czarnym fotelu. 
  - Oczywiście, że nie - zapewnił. - Wręcz przeciwnie. 
  - O co ci chodzi, Hemmings? - zapytałam z rezygnacją. - Nigdy cię nie rozumiem.
  - Dałem ci troszkę za krótką koszulkę - powiedział jedynie. Mogłam się domyślić, że aktualnie próbuje stłumić śmiech. 
  - I co w związku z tym? - spojrzałam na za dużą, męską koszulkę, którą dostałam ubiegłej nocy od chłopaka. Sięgała trochę powyżej połowę ud.
  - To, że miałem bardzo fajny widok, kiedy stałaś odwrócona do mnie tyłem - tym razem się nie hamował i zaśmiał się pod nosem.
  - Mówiłam ci kiedyś, że jesteś dupkiem? - dodałam po chwili ciszy.
  - Żeby to raz, Nessy - powiedział i podał mi talerz z ciepłym śniadaniem.

  Siedziałam na łóżku chłopaka i zerkałam na plakaty zdobiące pokój. Nie znałam, ani jeden z tych zespołów. No może z wyjątkiem Red Hot Chili Peppers i Blink 182, Dave często ich słuchał. Bardzo lubił tego typu muzykę, nie przesłał mi, jednak tego zamiłowania we krwi. 
  Dochodziła godzina pierwsza. Od śniadania zdążyłam się już zrobić ze sobą porządek, teraz Lucas zajmował łazienkę. 
  Wyjęłam z torby telefon i włączyłam go. Po wpisaniu kodu pin pojawiła się serta powiadomień i sms-ów o nieodebranych połączeniach. Isabelle próbowała dodzwonić się do mnie chyba z setki razy. Pewnie się martwi. 
  Luke wyszedł z toalety z założonym przez szyję ręcznikiem. Włączył telewizję przyciskiem na pilocie. Włożyłam telefon z powrotem do torby, a następnie podparłam głowę ręką.
  Blondyn usiadł obok mnie i spojrzał na mnie troskliwie.
  - Pewnie musisz już wracać - stwierdził - mogę cię podwieźć jeśli chcesz.
  - Nie o to chodzi - westchnęłam. - Ostatnio trochę pokłóciłam się z Isabelle.
  - Normalne. Często kłóciłem się z rodzicami - oznajmił. - Dlatego mieszkam sam z Calumem. 
  - Nie żebym cię do czegoś namawiał - wytłumaczył się obronnie.
  - Czemu się z nimi kłóciłeś? - zapytałam niepewnie na nowo przypatrując się plakatom okalającym ściany. 
  - Zatajali przede mną wiele spraw - odrzekł i podszedł do szafki. Wyjął z niej parę ciemnych rurek i szary t-shirt. - I traktowali jak pokrzywdzone przez los, dziecko. Któregoś dnia się wkurzyłem i zamieszkałem u Caluma. Nigdy nie było łatwo...
  - A rodzice Caluma? - spojrzałam na chłopaka, który spoważniał.
  - Jego rodzice nigdy się nim nie interesowali. Ojciec pił, a matka była w niego wpatrzona jak w obrazek. Nawet nie zauważyli jak Calum zniknął z domu.
  Zmieszałam się na samą myśl tym co znosił Calum. Ja od zawsze miałam szczęśliwe dzieciństwo i wspaniałych rozdziców. Dopiero po smierci mamy wszystko zaczeło się psuć. 
  -Kilka tygodni mieszkał ze mną, później wynajął tę kawalerkę. 
  Rozejrzałam się po kątach mieszkania. 
  - Nie wygodniej byłoby ci mieszkać z rodzicami? Nie musiałbyś się martwić o płacenie czynszu i tak dalej. 
  - Wiesz, Ness - spojrzał na mnie pewnym wzrokiem. - Czasami trzeba pokazać swoją niezależność.   Zapanowała chwila ciszy. Blondyn wpatrywał się w podłogę zamyślony, a mnie zastanawiało tylko jedno.
  - Luke... - zaczęłam. - To dlatego kradliście?
  Jego twarz wydawała się nie wyrażać żadnych emocji, jednak oczy wszystko zdradzały.
  - Nie tylko - powiedział szybko i zamilkł. 

  Jechałam czarnym samochodem w towarzystwie Luka, który swoje miejsce zajmował za kierownicą. Błądziliśmy po bogatej dzielnicy w poszukiwaniu Bayswater Aveneu. Budynki w tej okolicy były praktycznie identyczne, więc trudno jest je rozróżnić. Kiedy ujrzeliśmy białą tabliczkę z numerem 10 samochód zatrzymał się.
  Wyszłam z pojazdu i pożegnałam się z Lukiem, który odpowiedział uśmiechem. Podeszłam do drzwi dużego domu i nacisnęłam dzwonek. Odczekałam kilka minut jednak nikt się nie odzywał, po chwili usłyszałam głośne stąpanie, a drzwi otworzyły się. W progu stanęła Gaby, patrzyła na mnie oskarżycielsko i nic nie mówiąc wpuściła mnie do środka.
  Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Po prawej stronie znajdowało się duże lustro, podłogę zdobiły lśniące panele, a ściany pokrywała zdobiona tapeta. Pod lustrem swoje miejsce odnajdywała komoda, na której postawiony był wazon z czerwonymi różami.
  - Zdejmij buty - wskazała na moje czarne trampki. - Moja mama jest trochę przewrażliwiona na tym punkcie - wytłumaczyła.
  Wykonałam posłusznie prośbę dziewczyny i odstawiłam buty w kąt pokoiku.
  Pokierowałyśmy się na piętro. Stąpałam bosymi stopami po dywanie okalającym schody, a następnie po zimnej podłodze. Brunetka otworzyła pierwsze drzwi i wpuściła mnie przodem to pokoju.
  Wielkie łóżko rzucało się w oczy od momentu wejścia do pomieszczenia. Zdobiły je tysiące poduszek w różnych odcieniach oraz kilka pluszaków. Gaby położyła się na kremowej pościeli i poklepała miejsce obok siebie na znak, żebym usiadła obok niej, tak też zrobiłam. Siedząc objęłam nogi rękoma i oparłam głowę o kolana.
  - Gdzie się podziewałaś? - wróciła do pozycji siedzącej i spojrzała mnie się prosto w oczy.
  - W sensie?
  - Zniknęłaś z imprezy, nie odbierałaś telefonów, nie pokazałaś się w szkole od dwóch dni - wyliczała na palcach.
  - Byłam z Lucasem - wzruszyłam ramionami.
  Tęczówki brunetki pociemniały, a źrenice powiększyły się.
  - Czy ja o czymś nie wiem? - zapytała zaskoczona.
  - To samo pytanie mogłabym zadać tobie - założyłam ręce na piersiach i przygryzłam policzek. - Widziałam jak obściskiwałaś się z Calumem tamtego wieczora.
Gabriella zamilkła i przez kilka minut wpatrywała się w podłogę. Kilka luźnych kosmyków spod wysokiej kitki opadały na jej twarz.
  - Coś się stało pomiędzy wami? - dotknęłam jej ramienia.
  - Właśnie o tym chciałam pogadać... - zaczęła. - Spałam z nim - oznajmiła bezpośrednio.
Wryło mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Przypomniałam sobie słowa blondyna z wczoraj i swoje podejrzenia. Zaśmiałam się głośno i spojrzałam na przyjaciółkę.
  - Nie gadaj?! - wyszczerzyłam zęby. - Opowiadaj.
  Gaby streściła mi przebieg nocy z wszystkimi szczegółami. Następnie wstała i zdjęła z półki jeden z zeszytów. Otworzyła kolorowy notes i pokazała stronę do której przyklejone było rozerwane w połowie, papierowe opakowanie prezerwatywy. Rzuciłam w przyjaciółkę poduszką.
  - Jak możesz trzymać takie rzeczy?
  - Na pamiątkę - wzruszyła obojętnie ramionami uśmiechając się.
  Zajęła ponownie miejsce obok mnie i spojrzała wyczekująco.
  - A ty?
  Nie zrozumiałam
  - Ty i Luke? - wyjaśniła. - Nie wmówisz mi, że się nie pieprzyliście.
  - Gaby! - ostrzegłam ją. - Znam go niecały miesiąc, opanuj się.
  - Niech ci będzie - zrobiła minę obrażonego dziecka. - W takim razie co robiliście?
  - Byliśmy na plaży, a później u niego w domu i... - przerwało mi dzwonienie. Wyjęłam pośpiesznie telefon. Na wyświetlaczu pojawił się znajomy numer Isabelle. Przez chwilę wahałam się jednak, dla odmiany, postanowiłam odebrać. W słuchawce usłyszałam zmartwiony głos ciotki. Wypowiedziane przez nią słowa zmroziły mnie. Zamarłam.

*W Australii pory roku są odwrotne od naszych. W marcu rozpoczyna się jesień, czerwcu - zima, wrześniu - wiosna, grudniu - lato. Odpowiednikiem Australijskiego - kwietnia jest Polski - październik.
_____________________________________________________________
Hej skarby ♥
Tradycyjnie przepraszam za spóźnienie. Na szczęście tym razem spóźniłam się jeden dzień, a nie tydzień. Brawa dla mnie.
Jestem trochę niezadowolona tym jak wyszedł rozdział, na początku miałam inne zamiary i myślałam, że będzie troszkę inaczej, ale cóż... jest jak jest. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam :))
Komentujcie :)
Do zobaczenia za tydzień ♥
Ily x

środa, 11 marca 2015

Rozdział 10

  *PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM! DZIĘKUJĘ :)*

  Szłam wąską ścieżką wśród drzew i krzaków. Nieraz zahaczałam o gałęzie przez co mój sweter jest w opłakanym stanie. Idąc deptałam suche liście i trawę, prawie potknęłam się o wystające spod ziemi korzenie. Miejsca było niewiele, a i tak brnęłam w gąszczu roślin próbując dogonić Luka.
  Prawdę mówiąc nie wiem dokąd mnie prowadzi. Powiedział jedynie, że pójdziemy w jedno, wyjątkowe miejsce. Zaufałam mu, ale nie wiem czy tego nie żałować. W okolicy nie ma zupełnie nic. Nic oprócz drzew i krzewów, które coraz bardziej zaczynają ranić moje ramiona i kostki. 
  Idąc w zupełnym milczeniu, przez kilka minut obserwowałam poczynania chłopaka, który idzie przed siebie z całkowitą pewnością. Dokładnie tak, jakby przebył tę drogę już setki razy. 
  Zatrzymaliśmy się przed wielką skałą, którą zewsząd otaczały liście i łodyżki. Blondyn przedarł się wgłąb gąszczu i podał mi rękę. Uśmiechnął się zachęcająco. Podeszłam i podałam mu dłoń po czym pociągnął mnie i poszedł kilka kroków przed siebie. Po chwili znaleźliśmy się w miejscu, o którym - jak sądzę - mówił od początku.  
  - I co, warto było?! - zapytał retorycznie.
  Oczywiście, że taki widok był wart, choćby tego przedzierania się przed drzewa. Spienione fale, co jakiś czas zalewały piasek. Morze jest zupełnie błękitne, prawie jak odbicie lustrzane nieba. 
  - Tak - odpowiedziałam krótko. - Było warto. 
  Luke zdjął czarne trampki ze stóp i położył je w cieniu dużego drzewa, następnie zrzucił z siebie koszulkę odsłaniając umięśniony tors. Kiedy zauważył, że wlepiam wzrok w jego klatkę piersiową na jego twarzy pojawił się ten typowy uśmieszek. Momentalnie odwróciłam wzrok i odpędziłam myśli o chłopaku, żeby nie zacząć się rumienić. Znając życie mi to nie wyszło. 
  - Zdejmuj ubrania i chodź do wody - zwrócił się do mnie i wskazał niebieskie morze. - Jest ciepło, chcesz się dusić w tych ciuchach? 
  Spojrzałam na swoje ubrania. Fakt, jest za ciepło żeby siedzieć na plaży ubranej w czarny t-shirt, spodnie i sweter. 
  - Nie noszę na co dzień stroju kąpielowego - skrzywiłam się. 
  - Ja też nie - powiedział zdejmując obcisłe, czarne rurki. - I co z tego. Możemy się kąpać w tym - wskazał na szare bokserki z niewielkim nadrukiem przedstawiającym postać z kreskówki.
  - Serio, Spongebob? - prychnęłam. Puścił moją uwagę mimo uszu. 
  - To idziesz? - uniósł wymownie brwi i przygryzł wargę. 
  Ugryzłam się w policzek i z rezygnacją kiwnęłam głową. 
  Szybkim ruchem zrzuciłam z siebie sweterek i bluzkę, przy spodniach chwilkę się ociągałam, ale ostatecznie komplet moich ubrań znalazł się tuż obok ciuchów chłopaka. 
  Na twarzy blondyna pojawił się cyniczny uśmieszek kiedy zobaczył mnie w samej bieliźnie, zlustrował mnie wzrokiem i oblizał usta. Wywróciłam oczami. 
  Weszłam do wody, a moje ciało oblały chłodne fale. Stałam przez chwilę zanurzona po piersi i rozkoszowałam się padającymi w moją stronę, promieniami słońca. Nagle usłyszałam chlust wody i oberwałam od tyłu zimną falą. Obróciłam się za siebie i zobaczyłam, że Luke stoi kilka metrów dalej i najwyraźniej umiera ze śmiechu. 
  - Dzieciak! - krzyknęłam w jego stronę, a on szybko zanurkował. 
  Stałam ciągle w tym samym miejscu i próbowałam go wypatrzyć jednak niczego nie zauważałam. W pewnej chwili chłopak wynurkował naprzeciw mnie. Dzieliło nas kilka centymetrów przez co idealnie widziałam jego szeroki uśmiech. 
  - Wyglądasz tak pięknie, Ness - powiedział i przybliżył się jeszcze bardziej przechylając głowę. Zamknął oczy w oczekiwaniu na coś czego nie otrzymał. W zamian chlusnęłam mu w twarz morską wodą. 
  - Dziękuję, ty też - zaśmiałam się głośno i odpłynęłam kawałek dalej uciekając przed blondynem. Coś pociągnęło mnie za kostkę prawej nogi przez co zanurzyłam się trochę w wodzie. Próbowałam wydostać nogę z uścisku. Na nic. W końcu wypłynęłam na powierzchnię w objęciach Luka. 
  Staliśmy tak kilka minut patrząc sobie w oczy. Jego piękne, niebieskie oczy mieniły się, zauważyłam pojawiające się dołeczki w policzkach chłopaka. Wydawał się taki inny niż do tej pory. 
  - Robi się chłodno - wyszeptał mi do ucha. - Lepiej już wracajmy.
 Pokiwałam głową i podążyłam na brzeg. Słońce prawie zniknęło za chmurami. Zrobiło się zimno więc moje ciało lekko się trzęsło. Stałam cała przemoczona. 
  - Wytrzyj się - Luke podał mi swoją koszulkę. 
  - Nie ma mowy, bęcie ci zimno - powiedziałam wyciskając resztki wody z włosów. 
  Nalegał, ale ja nie ustępowałam i kręciłam przecząco głową. Słońce zupełnie zniknęło, a niebo pokryło się szarymi chmurami. 
  - Bo ja cię wytrę - uśmiechnął się i trzymając mój nadgarstek osuszył moją rękę za pomocą materiału. Zrobił to samo z drugą, a ja się nie sprzeciwiałam. Położył ciepłą dłoń na moim biodrze przez co przeszedł mnie przyjemny dreszcz i szybkim ruchem sprawił, że byłam sucha od pasa w górę. Koszulka wytarł również swoje włosy, a na jego głowie pojawił się zabawny nieład. Ubrał spodnie i buty, a mokrą koszulkę przerzucił przez ramie. 
  - Luke - zwróciłam się do niego wiążąc sznurówki trampek. 
  Skinął głową na znak, żebym kontynuowała. 
  - Skąd znasz to miejsce? - Popatrzyłam się raz jeszcze na otaczającą mnie plażę.
  - Razem z Calumem często tu przychodziliśmy jak byliśmy młodsi - oznajmił i poszedł w stronę, z której przybyliśmy. 
  - Pięknie tu - powiedziałam przyglądając się drzewom.

  Słońce chowało się po woli za horyzontem. Zrobiło się dużo chłodniej dlatego otuliłam się miękkim swetrem. W samochodzie było cieplej niż na zewnątrz jednak i tak czuć było lekki chłodek.
  Jechaliśmy już dobre dwadzieścia minut w nieznanym mi dotąd kierunku. Ulice z początku wydawały się być opustoszałe, jednak im bliżej centrum tym moim oczom ukazywało się więcej pojazdów i ludzi. Czułam się bardzo dobrze siedząc w milczeniu obserwując wszystko co dzieje się za oknem. Szczerze mówiąc mogłabym tu spędzić jeszcze kilka godzin, wcale nie śpieszy mi się do domu i spotkania z Isabelle.
  Samochód zaczął zwalniać i zatrzymał się pod wysokim wieżowcem z białej cegły. Spojrzałam na Luka pytająco. On jedynie wskazał ręką na drzwi, a następnie wyszedł z pojazdu. Zrobiłam to samo.
  Weszliśmy do klatki schodowej i pokierowaliśmy się na trzecie piętro. Blondyn wyjął z kieszeni spodni srebrny, niewielki kluczyk i otworzył drzwi na oścież. Weszłam do środka i u boku chłopaka wstąpiłam do średniej wielkości pokoju. W rogu stała duża szafa obok której znajdowało się niezaścielone dwuosobowe łóżko. Na ścianie wisiał plazmowy telewizor pod którym ustawiona była szafka zagracona płytami. Sięgnęłam kilka z nich i czytałam kolejne nazwy zespołów, które próbowałam skojarzyć. Jeden tytuł przypominał mi nadruk na koszulce, którą miał na sobie Luke podczas naszego pierwszego spotkania w szpitalu.
  - The Misfits - przeczytałam na głos do siebie.
  - Znasz? - zapytał stojąc za moimi plecami. Odłożyłam płytę na miejsce i przejechałam palcem po całej kolekcji.
  - Tak tylko przeglądam - odrzekłam krótko. W odpowiedzi usłyszałam ciche wzdychnięcie. Odwróciłam się w stronę chłopaka i założyłam ręce na piersiach. Przyjrzałam się mu uważnie, dzisiaj też miał na sobie tą samą koszulkę, która była już prawie sucha. Dziwne, że wcześniej tego nie zauważyłam.
  - Coś się stało? - zapytałam unosząc jedną brew.
Nie dostałam odpowiedzi. Luke sięgnął po trzymany chwilę temu przeze mnie album, wyjął płytę i włożył ją do odtwarzacza. Z głośników zaczęły lecieć punkrockowe utwory, których w ogóle nie kojarzyłam.
  - Teraz już znasz - powiedział krótko kiedy pierwszy utwór się skończył. Płytę odłożył na miejsce.
Położył się na szerokim łóżku i włączył telewizor. W pokoju znów rozbrzmiały rockowe piosenki.
  - A gdzie Calum? - zapytałam kiedy przypomniałam sobie, że oprócz przyjaciół i wspólników do okradania są również współlokatorami.
  - Nie wiem, nie pojawił się od wczoraj - powiedział obojętnie. - Pewnie znowu się zachlał, a teraz odsypia. Idiota.
  - Jest pewnie z Gaby - odpowiedziałam na zadane przez siebie pytanie rozwiewając domysły i przypuszczenia chłopaka. - Wczoraj na imprezie o mało by się nie połknęli.
  - Wooho! - ożywił się. - Wiedziałem, że to kiedyś się stanie, ale nigdy nie potrafiłem przewidzieć kiedy. Oni już od dawna ze sobą kręcą.
  Przypomniałam sobie wzrok brunetki skierowany na Caluma, za każdym razem kiedy go widziała. Zazdrość bijącą o niej kiedy flirtował z jakąkolwiek inną. Któregoś wieczoru obiecała mi, że kiedyś go zaliczy, może już to zrobiła. Na mojej twarzy pojawił się krzywy uśmiech. Brakowało mi szczerej rozmowy z Gabriellą. Ostatni raz rozmawiałam z nią na osobności, kiedy opowiadała mi o jej ,,chorej psychicznie" ciotce, którą odwiedziła jakiś czas temu. Potrzebowałam jej, szczególnie teraz.
  - O czym myślisz? - głos Luka wyrwał mnie z rozmyślań.
  - O niczym - odpowiedziałam kręcąc głową.
  - Za każdym razem kiedy jesteś smutna przygryzasz dolną wargę - uśmiechnął się nieśmiele. Pierwszy raz od długiego czasu widziałam w nim kogoś wrażliwego, a nie typowego dupka. Złapałam się odruchowo za usta. Faktycznie tak robię?
  - To nawet słodkie - znów ten sam uśmiech.
Poczułam jak oblewa mnie fala gorąca, moje policzki płonęły.
  - Rumienisz się również słodko - zaśmiał się delikatnie, dotykając wierzchem dłoni moich rozpalonych policzek. Złapał moją rękę i splątał nasze palce w uścisku.
_________________________________
Hej kochani ♥ Tak jak obiecałam - nie spóźniłam się!
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał. Nie jest zbyt długi, ale miarowy. W każdym razie ważniejsze jest co w nim jest. Nie wiem czy przepadacie za tego typu rozdziałami, ale musiałam w końcu jakoś ich do siebie zbliżyć. Ich czyli Luka i Nessy.
W przyszłych rozdziałach, niestety (jak kto woli) daruję sobie tylu scen z nimi obojga. Będzie więcej dramy i akcji. :D
Ostatnio strasznie opadłam na komentarzach. Przeraża mnie fakt, że z 13 spadłam na 3, max 4. Dlatego proszę abyście zostawili po sobie ślad i dodali jakikolwiek komentarz. To naprawdę bardzo motywuje. Będzie mi miło :))
Ily x

czwartek, 5 marca 2015

Rozdział 9

  Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że znajduję się na łóżku. Nie wiem jak tu się znalazłam, ale podejrzewam, że przeniosłam się tutaj w nocy. Zrobiłam to na tyle nieumyślnie, że w ogóle tego nie pamiętam.
  Zerknęłam na ekran elektronicznego zegarka znajdującego się na szafce obok łóżka. Wpół do szóstej. Wstałam błyskawicznie z posłania i udałam się w stronę łazienki. Panicznie bałam się spojrzeć w lustro jednak wiedziałam, że to nieuniknione. 
  Miałam cały rozmazany makijaż. Wczorajszy tusz do rzęs osadził się pod powiekami i na policzkach. Nie było tragicznie, ale również nie dobrze. 
  Umyłam twarz i wzięłam chłodny prysznic. Ubrałam czarne spodnie i t-shirt oraz długi kardigan w kolorze khaki. 
  Weszłam szybko do kuchni starając się nie natknąć na Isabelle. Kątem oka spojrzałam na dywanik przy drzwiach wejściowych. Męskie buty zdążyły już zniknąć. 
  Sięgnęłam po płatki śniadaniowe i wsypałam je do miseczki, a następnie zalałam je zimnym mlekiem. Po zjedzeniu wstawiłam naczynie do zmywarki. 
  Wychodząc z pomieszczenia natknęłam się na ciotkę. Spojrzała się na mnie uważnie i po chwili uśmiechnęła delikatnie. 
  - Myślałam, że dzisiaj będziesz odsypiać po imprezie, a ty szykujesz się do szkoły?! - spytała  wstawiając, w międzyczasie, wodę w czajniku. Do białego kubka wsypała dwie czubate łyżeczki kawy. - I do tego o tak wczesnej godzinie. Wiesz która dochodzi?! - zapytała patrząc na zegar wiszący na ścianie. 
  Puściłam jej pytanie mimo uszu. Opuściłam pomieszczenie i usiadłam na wygodnej sofie w salonie. Miałam dosyć jej sekretów. Ostatniej nocy spotkała się z jakimś mężczyzną, do tego w naszym domu. Myślała, że się nie dowiem? Dlaczego zatajała przede mną, że kogoś znalazła? Nie mam przecież pięciu lat, zrozumiałabym to.
  Blondynka weszła z parującym kubkiem, do pokoju, w którym się znajdowałam. Usiadła obok mnie i zmarszczyła brwi. 
  - Coś się stało, Nessy? - spytała przygryzając wargę. - Wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć. 
  - Szkoda, że ty tego nie wiesz - westchnęłam z rezygnacją i wstałam. - Kto odwiedził cię wczoraj w nocy? - to zabrzmiało trochę za ostro niż planowałam.
  Kobieta, skamieniała i spuściła wzrok. Jej twarz nie okazywała żadnych emocji.
  - Przepraszam Ness. Ja po prostu...
  - Bałaś się mi powiedzieć? - dokończyłam za nią.
  - Nie o to chodzi - odłożyła kubek na mały stolik przy sofie. Odeszła kawałek i oparła się o blat dzielący kuchnię z salonem. Przygryzła policzek. Wyraźnie się nad czymś zastanawiała.
  - To z Chrisem się wczoraj spotkałam - powiedziała w końcu.
Nie odezwałam się. 
  Isabelle spotyka się ze swoim byłym facetem? Przecież to nie ma sensu. Skoro tak, to dlaczego się rozstali?
  - Ale... jak to? - kręciłam głową z niedowierzania. - Przecież to twój były narzeczony, Isabelle.
  - Właśnie dlatego ci nie mówiłam - założyła ręce na piersiach. - Nic nie rozumiesz, prawda?
  - No jasne - sparaliżowałam ją wzrokiem. - Bo jestem tylko małym dzieckiem, które nic nie wie o życiu?! - zaapelowałam ze złością. - Ile to już trwa, Isabelle - powiedziałam tym razem spokojniej.
  - Kilka miesięcy - oznajmiła.
  - Miesięcy? - dotknęłam palcami skroni. - Ile dokładnie?
  - Myślisz, że dlaczego wróciłyśmy do Sydney? - zignorowała moje pytanie. - To Chris załatwił mi pracę i to on spłaca większą część czynszu za mieszkanie. 
  Wryło mnie w ziemię. Dlaczego Isabelle zrobiła się taka zależna od swojego byłego? O co w tym wszystkim chodzi? 
  - Is... dlaczego? Czemu mi tego nie powiedziałaś? - w moich oczach wzbierały się łzy.
Nie uzyskałam odpowiedzi na moje pytanie. Wybiegłam z salonu i zamknęłam się w pokoju. Chwyciłam torbę leżącą na moim łóżku i szybko wyszłam z domu. 
  Miałam ogromną ochotę z kimś porozmawiać. Wybrałam numer do Gaby, ale brunetka nie odbierała. No tak, pewnie odsypia po imprezie, podobnie jak Calum i Michael.
  Jest tylko jedna osoba, której mogę się wygadać i na pewno mi pomoże.
  Poszłam na najbliższy przystanek i czekałam na przybycie pojazdu, które podwiezie mnie do szpitala.

  Szłam przez korytarz zmierzając w stronę recepcji. Szpitalne ściany pomalowane były na kolor błękitny, a podłogę zdobiła biała, śliska wykładzina. Większość drzwi wykonana była ze szkła, dlatego łatwo było przez nie przejrzeć. Jedynie pokoje dla lekarzy i personelu oddzielały od korytarza drewniane drzwi.
  Dookoła dostrzegałam wielu zdenerwowanych ludzi oraz pielęgniarki, które starały się ich uspokoić. W całym budynku panowała napięta i nieprzyjemna atmosfera.
  Podeszłam do lady za którą siedziała kobieta, w wieku Isabelle. Uśmiechnęła się do mnie szczerze.
  - Czy mogę porozmawiać z panią Harriet Robinson? - zapytałam grzecznie.
Brunetka za ladą przeglądała jakieś karty, po chwili odłożyła je na bok i zwróciła się do mnie.
  - Pani Robinson jest dzisiaj nieobecna - odpowiedziała. - Mam jej coś przekazać? - zapytała i chwyciła słuchawkę telefonu stojącego na blacie.
  - Nie, dziękuję - uśmiechnęłam się smutnie. - Przez cały dzień jej nie będzie?
  - Wyjechała do szpitala w Gosford. Wróci dopiero za tydzień - spojrzała w moją stronę ze współczuciem. - Na pewno nic jej nie przekazać? - nalegała.
  Pokręciłam przecząco głową. Odeszłam od recepcji i udałam się do wyjścia. Zatrzymało mnie jednak czyjeś, znajome wołanie.
  Odwróciłam się za siebie i zobaczyłam biegnącego w moją stronę Ashtona.
  - Hej, Nessy - przywitał się dysząc ciężko. Otrzepał fartuch i poprawił kołnierzyk koszuli. Na jego twarzy zawitał, typowy, ciepły uśmiech. - Co cię tutaj sprowadza?
  - Przyszłam w odwiedziny starej znajomej, ale okazało się, że wyjechała - zwinęłam usta w podkówkę.
  - Jest jakiś konkretny powód, dla którego postanowiłaś ją odwiedzić, akurat teraz? - przyjrzał się mi dokładnie i zmarszczył brwi. - Jest, w końcu, poniedziałek. Masz szkołę.
  Westchnęłam głośno. Przygryzłam policzek i świdrowałam wzrokiem po całym pomieszczeniu.
  Jak to możliwe, że Ashton od razu mnie rozgryzł?
  - To zaproszenie na kawę... - zaczęłam po chwili - ...jest nadal aktualne?
  Siedząc przy małym stoliku, naprzeciwko szatyna streściłam mu wszystko. Zaczynając od tego, że mój dawny przyjaciel okazał się gejem, chłopaku chorym na raka, którego znałam już wcześniej, kończąc na tym, że moja własna ciotka okłamywała mnie od kilku miesięcy.
  Ash analizował każde moje słowo i ani razu mi nie przerwał. Przyglądał się tylko uważnie mojej osobie i wsłuchiwał się w opowieść.
  - Dlatego, właśnie, się tutaj znalazłam - dokończyłam i zerknęłam na chłopaka.
  - Niezłe bagno - zaśmiał się.
  Położyłam głowę i ręce na stole z rezygnacją. Myślałam, że Ashton mi pomoże, a nie będzie próbował mnie, jeszcze bardziej, dobić - o ile to w ogóle możliwe.
  - Musisz poważnie porozmawiać z Isabelle - zwrócił się po namyśle.
  - Jakbym na to wcześniej nie wpadła - żachnęłam się. Podniosłam głowę ze stołu i spojrzałam w piwne oczy chłopaka. - Problem w tym, że ona nie chce mi nic powiedzieć.
  - Może ma powód? - wyprostował się na krześle. - Nie pomyślałaś o tym?
  Uniosłam jedną brew pytająco. Jaki Isabelle może mieć powód żeby ukrywać przede mną, że od kilku miesięcy na nowo spotyka się z Chrisem? To niedorzeczne. A jednak ma jakiś sens.
  - Wiesz Ness, prawda bywa dobra. Może rozwiać niepewność i dać odpowiedź na wiele pytań - zaczął, a jego głos unosił się w prawie pustym pomieszczeniu. - Ale czasami może być bolesna i niezrozumiała.
  Zastanowiłam się co mogą oznaczać słowa szatyna, jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Jedynie Isabelle zna odpowiedź.
  - Jeśli pozwolisz, muszę wrócić do pracy - spojrzał na zegarek zdobiący jego nadgarstek i uśmiechnął się. - Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy. - Powiedział i wstał z krzesła.
  Uczyniłam to samo. Pomachałam z oddali odchodzącemu lekarzowi i poszłam w stronę wyjścia. Przez cały czas zastanawiałam się o co mogło chodzić Ashtonowi. Co takiego może skrywać Isabelle?
  Znajdując się przed budynkiem szpitalnym, wyjęłam z torby telefon i wybrałam numer taksówki. Po pięciu minutach pojazd pojawił się przed drzwiami.
  Weszłam do samochodu i w przednim lusterku zobaczyłam znajomą twarz kierowcy. Blondyn odwrócił się w moją stronę i wyszczerzył zęby w cynicznym uśmiechu.
  - Gdzie panią podwieźć? - na oczach miał ciemne, przeciwsłoneczne okulary, a dolną wargę, w dalszym ciągu zdobił srebrny kolczyk. - Tam gdzie wczoraj?
  Spojrzałam na niego i uniosłam obie brwi.
  A jednak, nie zwariowałam. To on podwiózł mnie do domu ubiegłego wieczoru.
  - Możesz mi wyjaśnić dlaczego prowadzisz taksówkę?
  - Mieszkając pod jednym dachem z leniwym Calumem, trzeba sobie jakoś radzić i dorabiać - westchnął, ale z jego twarzy nie zniknął uśmiech.
  - To nie wystarczą wam ukradzione pieniądze. Jeszcze nie zapomniałam o tamtej sytuacji w parku - powiedziałam śmiejąc się chytrze pod nosem. - I tak, poproszę pod dom.
  - Mam lepszy pomysł - odpalił pojazd i wcisnął pedał gazu. - Lepiej zapnij pasy, może trochę trząść - ostrzegł. - Chociaż... komu ja to mówię - dodał i puścił mi oczko.
___________________________________________
Przepraszam za spóźnienie - znowu.
Jak zwykle nie miałam czasu na napisanie rozdziału.
Korzystając z tego, że przez cały tydzień siedziałam w domu z chorobą, postanowiłam, że nie będę siedzieć zupełnie bezczynnie i coś nabazgram.
Rozdział nie jest zbyt długi, pisałam go jedynie przez dwa dni i prawie darowałam sobie poprawek.
Tak więc jest to dosyć spontaniczne dzieło.
Mam nadzieję, że wam się podoba. Ja jestem zadowolona.
Nie wiem czemu, ale zakochałam się w słowach Ashtona, które wam niżej zaczytuję.
 - Wiesz Ness, prawda bywa dobra. Może rozwiać niepewność i dać odpowiedź na wiele pytań - zaczął, a jego głos unosił się w prawie pustym pomieszczeniu. - Ale czasami może być bolesna i niezrozumiała.
Wydają mi się takie idealnie dopasowane do tego, o czym dowiecie się już niedługo. Powiązane jest to - rzecz jasna - z Isabelle.
Nie zabrakło również Luka. Ostatnio darowałam sobie wplątywania go w opowieść, ale tym razem nie mogłam się powstrzymać i pojawił się pod koniec. :))
Żeby nie zanudzać dodam, że na blogu: http://recenzje-blogow.blogspot.com/ znajduje się recenzja mojego fanfica. Zapraszam was do czytania, może znajdziecie tam jakąś opowieść wartą przeczytania. :))
Wydaje mi się, że zdążę z opublikowaniem dziesiątego rozdziału za tydzień. Już nie będzie spóźnień (mam nadzieję :D)
Do zobaczenia za tydzień
Ily x

środa, 18 lutego 2015

Rozdział 8

  To niemożliwe.
  Po prostu niemożliwe.
  To chore wrażenie, że skądś kojarzyłam Luka, w tym momencie, nabrało sensu. Hemmings okazał się tą samą osobą, którą miałam okazję spotkać u psychologa jakieś dwa lata temu. On pomógł mi wyjść z tego pieprzonego dołka. To dzięki niemu powróciłam do żywych, po kilku miesięcznym zawieszeniu. Gdyby nie on, prawdopodobnie nadal podcinałabym sobie żyły i pragnęłabym śmierci, aby znaleźć się w tym samym miejscu co moja mama.
  Usiadłam na łóżku i spojrzałam na swoje nadgarstki, które zdobiły bardzo stare, wręcz niewidoczne ślady po cięciach. Po policzku spłynęła pojedyncza, gorąca łza. 
  Zrobiło mi się słabo więc wstałam z posłania i poszłam w stronę kuchni po szklankę wody. Stojąc bosymi stopami na zimnych kafelkach ujęłam w dłoń przezroczystą szklankę, która po chwili została napełniona, równie przezroczystym płynem.
  Kątem oka zerknęłam na tarczę zegara, na której widniała godzina 5.38. Pięknie, pół nocy nie przespanej. 
  Wyjrzałam przez okno. Na dworze zaczynało się przejaśniać, w niektórych domach widać było zapalone światła, kilka osób spacerowało, większość wybierała się do pracy. 
  Usiadłam przy stole i popijałam lodowatą wodę. Z niewielkiego radyjka znajdującego się na półce wydobywała się cicha melodia. Wsłuchałam się w prawie niesłyszalny tekst piosenki i oddałam się rozmyśleniom. Przed oczami wciąż miałam te błękitne oczy i wzrok, który zdradzał tak niewiele.  Podparłam głowę o rękę i nawet nie zauważyłam, kiedy odpłynęłam. 
  Obudził mnie głos Isabelle. 
  - Budzimy się, księżniczko - szturchnęła lekko moje ramię i zaśmiała się.
  Jej perfekcyjnie ułożone włosy zakryte były ręcznikiem. Pod oczami blondynki zauważyłam worki i cienie, mimo to i tak wyglądała świetnie.
  - Jak to się stało, że śpisz tutaj, a nie w swoim łóżku? Nie mów mi tylko, że chodzi o twój pokój - zaśmiała się i wstawiła wodę w czajniku.
  - Która godzina? - Zapytałam zaspanym głosem.
  - Dochodzi jedenasta - odpowiedziała krótko i postawiła przede mną talerz świeżych kanapek i sok pomarańczowy. 
  - W nocy źle się poczułam - oznajmiłam. - Przyszłam napić się wody i jak widać zasnęłam - wytłumaczyłam.
Nie do końca skłamałam. W sumie, to była prawda. 
  Spojrzałam na stos pysznie wyglądających kanapek i nie omieszkałam chwycić jedną sztukę w dłoń. Wzięłam sporawy kęs i oblizałam usta ze smakiem.
  Isabelle kiwnęła jedynie głową i z parującym kubkiem jakiegoś napoju, podeszła do telewizora i włączyła go pilotem. 
  Na czarnym ekranie telewizora, w jednej chwili pojawił się, ubrany w czarny garnitur reporter. 
  ,,Ostatnio na terenie Sydney coraz częściej dochodzi do sprzedaży niezwykle niebezpiecznego narkotyku. Kilka uczniów z liceum w centralnej części miasta trafiło, ubiegłej nocy, do jednego z pobliskich szpitali. Są w bardzo złym stanie. Po przeprowadzonych badaniach lekarze określili, że spożywany przez licealistów narkotyk to dezomorfina - przynosi jeszcze gorsze skutki niż te po spożyciu heroiny. Wszystkich mieszkańców prosimy o ostrożność".
  Wsłuchując się w słowa mężczyzny z ekranu, skrzywiłam się z niesmakiem, na myśl o tym, jak można faszerować się tym świństwem.
Reakcja ciotki była podobna. 
  - Nie zdziwię się, jak w najbliższym czasie zrobią wam lekcję o tym, jak narkotyki wpływają na ludzi - blondynka westchnęła cicho pod nosem i usiadła na sofie.
  - Is, daj spokój. Nie mamy piętnastu lat - wywróciłam oczami.
  - ,,Licealiści" - zacytowała reportera i przełączyła kanał pilotem.
Puściłam jej uwagę mimo uszu i przeżuwając ostatni kęs śniadania, udałam się do swojego pokoju.
  Ze względu na zbliżającą się godzinę jedenastą postanowiłam wziąć prysznic. Przepoconą - po niespokojnej nocy - koszulę nocną wyrzuciłam do kosza ze stosem ubrań. Weszłam pod strumień gorącej wody i zrelaksowałam się. Byłam rozgrzana pod wpływem, spływającej po moim ciele, wody. Moje myśli wciąż zaprzątywał jeden człowiek. Moją twarz oblał rumieniec.
,,Czy ja w tej chwili rumienię się na myśl o Luku"?
  Ocknęłam się w momencie, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a. Chwyciłam, leżący na szafce, przy umywalce, telefon i odczytałam wiadomość od Gaby.
Gaby: Jesteś dzisiaj zajęta?
Ja: Niezbyt. O co chodzi? 
Gaby: Świetnie! Wpadnij dzisiaj na imprezkę, o której mówiłam Ci kilka dni temu. Wszystko zaczyna się o 20.00. Podjedziemy po ciebie z Calumem. Bądź gotowa xx
  Westchnęłam głośno.
  ,,Nienawidzę imprez".

***

  Warkot silnika usłyszałam aż u siebie w pokoju. Schowałam telefon do małej torebki i wyszłam z pokoju. Uwadze Isabelle nie umknęła moja niecodzienna stylizacja. Mając na sobie niedługą - sięgającą do połowy ud - bladoróżową sukienkę z niewielkim złotym paskiem, zapiętym w talii, czułam się nieco dziwnie. Na pewno nie, jak typowa Nessy. Od przeszłych dwóch lat, ubierałam tę sukienkę odświętnie. Pierwszy raz założyłam ją na imprezę, nie wiem czy się nadaje. 
  Ciotka zlustrowała mnie wzrokiem, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. 
  - Wow! - potrząsnęła głową z niedowierzania. - Gdzie się wybierasz? 
  - Gaby wyciąga mnie na jakąś imprezę - oświadczyłam. - W zasadzie już na mnie czeka, więc jeśli mogę too... - przedłużyłam - ...już sobie pójdę.
  - Stop, stop, stop! - zatrzymała mnie kiedy byłam tuż przy drzwiach frontowych. 
 Blondynka odsunęła się od stołu przy którym wypełniała jakieś karty, wstała z krzesła i podeszła w moją stronę. Jeszcze raz dokładnie mnie się przyjrzała i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. 
  - Wyglądasz tak pięknie, Ness - powiedziała z udawanym płaczem. - Baw się dobrze - potarła moje ramiona i odeszła na krok oczekując mojego wyjścia.
  Tak też zrobiłam. Uśmiechnęłam się delikatnie do ciotki i chwyciłam za klamkę.
  - Jeszcze jedno - powiedziałam zza lekko, uchylonych drzwi. - Pożyczyłam sobie twoje szpilki - wskazałam na blado żółte czółenka, które miałam na nogach i zniknęłam ciotce z widoku, za zamkniętymi już drzwiami.
  Śmiejąc się pod nosem, weszłam do znajomego, czarnego pojazdu. Na przednim siedzeniu od strony pasażera znajdowała się Gaby, zaś przed kierownicą siedział Calum. 
  Gabriella miała na sobie ołówkową, granatową sukienkę z długimi rękawami i baskinką przy biodrach. Dostrzegłam również srebrną kolię i kolczyki oraz buty, pasujące odcieniem do jej karnacji. 
  Calum, natomiast, ubrany był w to co zawsze. Czarne, obcisłe, seksowne rurki, czarne vansy oraz również czarna, koszulka z logiem zespołu, która idealnie podkreślała jego umięśnione ramiona. Nic dziwnego, że Gaby na niego leci. 
  Widząc ich ciekawskie spojrzenia skierowane na moją osobę, poczułam zakłopotanie i spuściłam głowę. Jeśli każdy na tej imprezie, będzie się na mnie patrzył, w taki sposób to chyba wyjdę z siebie.
  - Kurczę Ness. Niezła z ciebie laska! - zaśmiał się Calum. 
  Na te słowa brunetka spiorunowała go wzrokiem i szturchnęła w ramię. Po chwili wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Gabriella spojrzała na mnie po raz kolejny.
  - Lucas padnie jak cię zobaczy - palnęła, a następnie poruszyła obiema brwiami. Calum przeszył ją wzrokiem i pokręcił przecząco głową. 
Poczułam się zmieszana. Nie rozumiem o co mu chodziło... Nie rozumiem o co chodziło im obojga. 
  - To Luke też będzie? - zadałam pytanie lecz po chwili ugryzłam się w język.
  - Możliwe, że tak - powiedział Calum włączając silnik. - Ale nic nie jest pewne - dokończył. 

  Przeciskając się przez tłum tańczących nastolatków, prawie nie zgubiłam przyjaciół z oczu. Kiedy wreszcie wyrwałam się z gąszczu, pocierających ciałami o siebie w rytm muzyki ludzi, podeszłam do rozbawionej grupki. Calum i Gaby rozmawiali z mniej znanymi mi osobami, które przedstawiły się i po krótkiej rozmowie odeszli tańczyć. Usiadłam na krzesełku przy ladzie i obserwowałam poczynania osób, znajdujących się wokół mnie. Kilka par obściskiwało się na kanapach, większość rozmawiała lub tańczyła.
  Przez niespełna pół godziny, siedziałam w tym samym miejscu i mieszałam łyżeczką otrzymanego, przez barmana, drinka. To jednak nie był dobry pomysł tutaj przychodzić. 
  ,,Dlaczego się na to zgodziłaś, Ness?!"
  W pewnym momencie ktoś dotknął moje ramię. Odwróciłam się i moim oczom ukazał się wysoki, dobrze zbudowany szatyn. Miał na sobie biały t-shirt, który idealnie podkreślał jego umięśniony tors, ciemne jeansy i buty firmy Nike.
  - Dobrze się bawisz? - zapytał nieznajomy i uśmiechnął się przyjaźnie.
  - Cóż... - próbowałam przekrzyczeć panujący w domu hałas, spowodowany muzyką i głośnymi rozmowami. - ...nie przepadam za imprezami, ale mówiąc szczerze, bywało gorzej - skłamałam.
  - Jestem Nathan. Organizator - chłopak wyciągnął prawą dłoń. 
  Po chwili obok chłopaka pojawiła się nowa, znajoma mi osoba - Michael, którego włosy z czerwonych stały się, nagle niebieskie.
  - Oh! Nessy - powiedział ze zdziwieniem w głosie. - Nie wiedziałem, że tu będziesz.
  - A jednak jestem - zaśmiałam się sztucznie.
  - Poznałaś już mojego kolegę? - mocno zaakcentował ostatnie, wypowiedziane słowo.
  - Tak się składa - zmarszczyłam brwi i przyjrzałam się chłopakom. 
  Nagle doszło do mnie, co przyjaciel chciał mi przekazać. O nie... To chyba jakiś żart?! 
  - Chwila, chwila, chwila - powiedziałam szybko i wstałam z wysokiego krzesła. - Wy chyba nie jesteście... - nie dokończyłam.
  - Razem - przerwali mi oboje, w tym samym czasie, po czym zaczęli się śmiać.
  - Tak Nessy - zaczął Mikey. - Nie powiedziałem ci wcześniej, ale tak - wolę chłopców. 
,,O mój Boże" - pomyślałam. Chłopak, którego znam od dziecka właśnie oznajmił mi, że jest gejem. W sumie zbytnio mnie to nie dziwi. Od zawsze zadawał się z chłopakami, byłam jedyną dziewczyną, z którą lubił spędzać czas. Mogłam się tego spodziewać. 
  - Ile rzeczy jeszcze o tobie nie wiem Clifford? - westchnęłam.
  - Całe mnóstwo - zatoczył koło rękoma i odszedł wraz z Nathanem w gąszcz tańczących ludzi. 
  Odwróciłam się za siebie i zobaczyłam, że dwojga moich towarzyszy właśnie obściskuje się przy ścianie.
 No świetnie. Teraz im się zebrało?! Jedyna rzecz która mi pozostała to: zostać tu i dalej się nudzić lub wrócić do domu i spędzić resztę wieczoru samej. Wolałam, jednak, to drugie. 
  Szybkim krokiem wyślizgnęłam się z domu licząc, że ani Gaby, ani Calum tego nie zauważą. Tak też się stało. Nikt mnie nie gonił i nie wołał. 
  Z niewielkiej kopertówki wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Isabelle, która nie odbierała. Zamówiłam więc taksówkę. 
  Stałam odstawiona, niedaleko domu, w którym wciąż odbywała się impreza. Niebo było już całkowicie ciemne, wręcz czarne. Łatwo było dostrzec niewielkie, migoczące gwiazdki.
  Dostrzegłam krzyż południa - ulubiony gwiazdozbiór Dave'a - mojego ojca. Tata od zawsze był zafascynowany gwiazdami i planetami. Często opowiadał mi historie związane z daną konstelacją, potrafił wypowiadać się na ich temat godzinami. Był cudowną osobą... przed śmiercią mamy. Wciąż mam do niego żal o to co zrobił. Nie wiem czy kiedykolwiek mu wybaczę. Jednak mimo to oddałabym dużo żeby móc się z nim znowu spotkać i porozmawiać. Ciekawe czy on tego chce? 
  Odpędziłam myśli o ojcu, gdyż zdałam sobie sprawę, że gdyby chciał już dawno by się ze mną skontaktował. Wieść o tym, że wróciłyśmy z Isabelle do Sydney na pewno do niego dotarła. 
  Usłyszałam za sobą dźwięk klaksonu. Odwróciłam się i zobaczyłam czarną taksówkę. Wsiadłam do pojazdu i podałam kierowcy adres. Po zapięciu pasów zajęłam się obserwowaniem nieba zza okna samochodu. Miałam wrażenie, że wszystkie gwiazdy i księżyc podążają za nami. Było tak pięknie.
  Nim się obejrzałam, zajechaliśmy pod dom. Z trudem wysiadłam z pojazdu i podałam kierowcy kilka banknotów. Zauważyłam słabe błyśnięcie. Coś metalowego błyszczało w okolicach ust mężczyzny. Skupiłam wzrok na małym elemencie jednak było zbyt ciemno. Nic nie widziałam. Przez głowę przebiegła mi tylko jedna myśl jednak po chwili namysłu odpędziłam ją.
  Oczywiście, Luke Hemmings prowadził samochód, którym wróciłam do domu. Świruję. 
  Samochód odjechał a ja podeszłam do drzwi od mieszkania. Otworzyłam je najciszej jak potrafiłam. Jestem świadoma, że Isabelle jeszcze nie śpi, w końcu jest kilka minut po dziewiątej. Nie chcę z nią, po prostu, rozmawiać na temat: dlaczego tak szybko wróciłam. 
  Szybkim ruchem zdjęłam szpilki pożyczone od ciotki. W słabym świetle dostrzegłam obce, męskie buty na wycieraczce. Stałam osłupiona przez kilka minut i analizowałam, co właśnie zobaczyłam. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w cichą rozmowę prowadzoną w sypialni Isabelle. Usłyszałam cichy śmiech. Teraz jakiś niski, znajomy głos.
  Nie...
  Wemknęłam się do swojego pokoju i zamknęłam delikatnie drzwi. Zsunęłam się na podłogę i ukryłam głowę w dłoniach. Siedziałam tak do momentu, kiedy słyszałam, jedynie, swój oddech i przyspieszone bicie serca.
_______________________________________
Rozdział znowu wyszedł dosyć długi.
Przyzwyczajcie się :D
Rozdział początkowo mnie zadowalał, a teraz jak na niego patrzę i go czytam wydaje się słaby. Ehh... mnie dogodzić. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam. Spóźniłam się i to sporo, pewnie czekaliście na coś  z a j e b i s t e g o.
Przejdźmy dalej - Michael.
Albo mnie zabijecie, albo pokochacie, za to co zrobiłam.
Uwierzcie - nie mogłam się powstrzymać. Z Michaela pragnęłam zrobić geja/homoseksualistę (jak kto woli) już od samego początku. Po za tym, mam wrażenie, że teraz opowiadanie będzie ciekawsze.
Druga sprawa.
Powoli zbliżamy się do ważnego momentu w fanficu. Ważnego, dla fanów Lussy ♥
Nie będę mówić o co chodzi, ale wszystkiego, się w swoim czasie dowiecie :)
Kolejna.
Wątek o narkotykach też nie znalazł się zupełnie bezpodstawnie. Nie ignorujcie tego!
Na sam koniec ogłoszeń parafialnych, chciałam dodać, że nie wiem czy będę w stanie dodać rozdział za tydzień. Zebrało mi się sporo sprawdzianów w jednym czasie więc cały weekend i kolejny tydzień pójdzie na naukę. Ehh...
Niczego nie obiecuję, niczego nie zaprzepaszczam. Może się uda, może nie. Bądźcie dobrej myśli, ja też jestem. :))
ily x

środa, 28 stycznia 2015

Rozdział 7

  Odwróciwszy głowę ujrzałam znajomą postać. Zdziwiona jego obecnością lekko uniosłam brwi. Odeszłam od okna i usiadłam na rogu łóżka, Luke uczynił to samo.
 - Ta dziewczyna to Emma Bailey. - Oznajmił, wciąż patrząc na widok za oknem. - Do tej pory, zawsze kojarzyłem ją z łóżkiem szpitalnym i jako typową pacjentkę. Zawsze miała na sobie tą samą, długą koszulę nocną. A teraz - odwrócił wzrok od okna i spojrzał na mnie swoimi oczami w kolorze błękitu. - Teraz jest zdrowa. Ubrana w normalne ciuchy. Cieszy się, że wreszcie wyszła do żywych.
  Wsłuchiwałam się w słowa blondyna z fascynacją. Pochłaniałam je jak ulubioną lekturę, chociaż nie byłam pewna co chciał mi w tej chwili przekazać. Wyczekiwał ode mnie odpowiedzi jednak widząc w moim oczach niepewność, zacytował swoje słowa z naszego pierwszego spotkania.
  - Ludzie, którzy trafiają do szpitala, często otrzymują nowe życie w prezencie. Emma otrzymała nowe życie, była chora na białaczkę, ale ją wyleczyli - sprostował.
  W dalszym ciągu się nie odzywałam. Siedziałam w milczeniu analizując słowa chłopaka.
  - Moja mama też trafiła do szpitala - powiedziałam po namyśle. - Miała wypadek. Jakiś idiota wjechał w nią kiedy, któregoś dnia, wracała z pracy... I wiesz co...? - spojrzałam na niego pustym wzrokiem. - Nie dostała nowego życia w prezencie.
  Jakiekolwiek wspomnienie związane z moją mamą powodowały niezidentyfikowane ukłucie w brzuchu i klatce piersiowej. Luke był pierwszą osobą, której samoistnie opowiedziałam to bolesne, dla mnie, zdarzenie. Wcześniej byłam do tego zmuszana, na przykład podczas wizyt u psychologów.
  - Harriet mówiła, że przebywa tu chłopiec - oznajmiłam mu, nie zważając na to czy wie kim jest Harriet. - Miałam się nim, dzisiaj, zająć...Ale go nie ma. Wiesz gdzie jest? - zapytałam.
  Chłopak odwrócił się w moją stronę.
  - To ja tutaj leżę cały dzień - powiedział zbity z tropu.
  Zmarszczyłam brwi. Jak to? Przecież Harriet mówiła... Chyba, że...
  - W takim razie to tobą muszę się zająć - powiedziałam z powagą.
  Chłopak zdusił śmiech zwijając usta w cienką linię. Położył się na łóżku i rozciągnął.
  - Okay. Więc... Co dzisiaj robimy? - uśmiechnął się szelmowsko.
  - Najpierw wytłumacz mi co tutaj robisz - zaproponowałam.
  - Eghem - odchrząknął teatralnie. - A w jakim celu przychodzi się do szpitala? - zadał pytanie retoryczne. - Przyszedłem na badania.
  - Chorujesz na coś?
Westchnął.
  - To długa historia - uśmiechnął się smutnie. - Historia, którą mogę ci opowiedzieć. Jeśli tylko chcesz? - uniósł brew.
  Skinęłam głową i ponagliłam go gestem dłoni.
  - Wszystko zaczęło się kiedy miałem trzynaście lat. Dokładnie mówiąc były to ostatnie dni wakacji przed pójściem do siódmej klasy - położył ręce za głową i kontynuował swoją opowieść patrząc w sufit. - Jak co dzień szykowałem się żeby wyjść na dwór ograć Calum'a w nożną, jednak zatrzymał mnie dziwny ucisk w brzuchu. Coś takiego zdarzało się wcześniej, ale tamtego dnia, ból był na tyle silny, że aż zgiąłem się w pół. Leżałem na podłodze i wiłem się z bólu do momentu kiedy moja mama weszła do pokoju. Wezwała oczywiście pogotowie. Przyjechali w niecałe dziesięć minut i zabrali mnie prosto do szpitala. Prześwietlili mnie i zrobili serię dziwnych badań. Ostatecznie okazało się, że miałem raka. 
  Przełknęłam głośno ślinę.
  - Leczenie rozpoczęliśmy od razu. Chemioterapia, leki, codzienne badania - koszmar. A co zabawne, nowotwór był złośliwy. Raz się pojawiał, a raz znikał. Kiedy lekarze oznajmili mojej mamie, że mój stan z dnia na dzień się polepsza, była wniebowzięta. Liczbę spotkań i badań ograniczono do minimum, można powiedzieć, że wróciłem do normalnego życia. Przez kilka kolejnych lat żyłem ze świadomością, że rak jest przeszłością. Niestety, po kilku latach wszystko automatycznie wróciło. W wieku szesnastu lat historia się powtórzyła. Pomimo tego, że mój stan, na obecną chwilę, jest dobry - wręcz świetny - przychodzę co jakiś czas się przebadać. Tak na wszelki wypadek - skierował wzrok na mnie. - To chyba wszystko.
  Mimowolnie, z niedowierzania, kręciłam przecząco głową.
  - Czyli, również to miałeś na myśli mówiąc o tej ,,szansie na nowe życie"? - zapytałam patrząc w podłogę.
  - Wiesz, na ogół, powinienem leżeć martwy w grobie - zaśmiał się lekko. - Podobno, młodzież z rakiem, umiera przed skończeniem osiemnastego roku życia. Biję rekordy.
  - Wow. Ile osób o tym wie? - zapytałam z ciekawości.
  - Tylko ty, Calum i moja mama. Czuj się wyróżniona - puścił mi oczko.
  Do sali wszedł średniego wzrostu mężczyzna ubrany w długi fartuch. Trzymał w dłoni kartę, a na szyi zawieszone były słuchawki lekarskie.
  - Aha, no i lekarze - dodał Luke, ściszonym głosem, na widok gościa.
  - No, panie Hemmings - zwrócił się do blondyna. - Jak się miewamy? - zapytał, przewijając w dłoniach kartki.
  - Bywało gorzej - westchnął. - Coś się stało?
  - Nic szczególnego, jak zawsze - mruknął pod nosem. - Mam wyniki, wydaje mi się, że powinieneś się z nimi zapoznać - zaapelował i podał chłopakowi niewielki arkusz papierów.
  - Jasne - wstał z łóżka.
  - To ja już lepiej pójdę - podniosłam się z krzesła.
  - Nessy - Luke złapał mój nadgarstek kiedy wychodziłam z oddziału - Zaczekasz na mnie chwilkę?
  
  Ta ,,chwilka" niesamowicie się dłużyła. Stałam przy recepcji już dobrą godzinę. Streściłam znajomej wolontariuszce moje całe dotychczasowe życie i powód naszego powrotu. Kobieta wsłuchiwała się w moją opowieść i zadawała miliony pytań.
  Zza drzwi jednego z pokoików wyłoniła się sylwetka, znajomego lekarza. Ashton zauważywszy mnie, podszedł w moją stronę i grzecznie się przywitał.
  - Dzisiaj bez Gabrielli? - zaśmiał się i w jego policzkach ukazały się dołeczki.
  - Musiała gdzieś jechać z rodzicami. Dlatego, dzisiaj, ja ją zastępuję - uśmiechnęłam się szeroko.
  - To świetnie - poprawił swój kołnierzyk i fartuch, a następnie oparł się o blat. - Czekasz na kogoś?
  - Tak się składa - przygryzłam policzek. - I ta osoba już długo się spóźnia.
  - W takim razie może masz ochotę na kawę?
  - Dziękuję, ale może innym razem - odmówiłam. - Długo tutaj pracujesz? - zmieniłam temat.
  - Jestem tutaj na praktykach - odpowiedział szybko.
  - To wiele wyjaśnia.
  Mogłam się domyślić, że Ashton jest studentem. Jest bardzo młody, ale i tak - sądząc po reakcji pielęgniarek - rozchwytywany. Każda z przechodzących kobiet wpatruje się w niego jak w obrazek, jedna prawie wpadła w szybę.
  Z obserwowanej przeze mnie sali wyszedł blondyn. Obejrzał się na boki i przeczesał włosy palcami. Chłopak po chwili znalazł się tuż obok mnie. Spojrzał się na mnie przepraszająco, ale nie pisnął słowem. Dziwne. 
  Po pożegnaniu z Ashtonem i Harriet udałam się w stronę wyjścia. Luke, oczywiście, poszedł w moje ślady i towarzyszył mi podczas drogi do domu. 
  - Wybacz - przeprosił z wyczuwalnym żalem w głosie. 
  - Coś się stało, że musiałeś zostać? 
  - Nie, nie... Nic poważnego - oznajmił z powątpiewaniem.
 ,,Okej, jak wolisz" - pomyślałam. Szliśmy przez kilka minut pogrążeni we własnych myślach.
  - Dlaczego chciałeś żebym na ciebie poczekała? - postanowiłam się odezwać gdyż panująca cisza zaczęła mnie przytłaczać. 
  - Nie chciałem, żebyś wracała sama.
Jego odpowiedź bardzo mnie zdziwiła. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Zamilkłam. Przez resztę drogi nie zamieniliśmy ze sobą słowa. 

  - Zrobić wam, może, coś do picia? - Isabelle spojrzała się na mnie z troską. W jej oczach widziałam błysk, a na jej twarzy zawitał specyficzny uśmieszek. Odmówiłam, po czym ciotka zostawiła nas samych. 
  Usiadłam na swoim wygodnym łóżku, okrytym zewsząd kolorowymi poduszkami. Obserwowałam poczynania Luke'a. Świdrował wzrokiem po moim pokoju. Wreszcie postanowił się odwrócić w moją stronę. 
  - Lubisz fiolet? - zapytał się ironicznie. 
  Puściłam jego uwagę mimo uszu. 
  Mój pokój w dalszym ciągu był w stanie w jakim go zastałam pierwszego dnia powrotu. Fioletowe ściany, białe zasłony, łóżko i dywan, dużo poduszek i zabawek, które swoje miejsce odnajdywały już w wielkim pudle obok drzwi. 
  - I jak te wyniki? Wszystko w porządku? - zadałam dość wścibskie pytanie. 
Chłopak skrzywił się na chwilę. 
  - Mhm...
,,Nie chcesz to nie mów, nie namawiam". 
  - Wiesz co jest najgorsze, kiedy masz raka? - usiadł na moim łóżku.
,,Wszystko?"
  - Grupy wsparcia, wymuszone rozmowy z psychologami. Oni wszyscy myślą, że to dla naszego dobra, że to nam pomoże. Gówno prawda.
  Skąd ja to znam?
  Po śmierci mamy, Isabelle ciągle zapisywała mnie na prywatne terapie z psychologami. Horror. Nie chodzi o to, że są niemili i nie potrafią, w odpowiedni sposób, porozmawiać z szesnastolatką. Każda sesja jest wymuszona. Siedzisz na krześle, albo leżysz na łóżku, psycholożka zadaje ci serię pytań, na które i tak nie dostaje odpowiedzi. Bezsensowna strata czasu.
  - Chyba nie wiesz o czym mówię - stwierdził z rezygnacją.
  - Raczej wiem – przygryzłam policzek. - Sama byłam zmuszana do rozmów z psychologami. Nic przyjemnego.
  - Wiesz, czasami trafiasz na dobre osoby. Takie, które faktycznie chcą ci pomóc – uśmiechnął się blado. - Elena była w porządku.
  Elena?
***
  „ - Hej Nessy – młoda kobieta o pięknych, kasztanowych włosach, przywitała mnie z uśmiechem. Zdjęła okulary i wskazała miejsce gdzie mam usiąść.
  - Dzień dobry – westchnęłam zajmując miejsce.
  Ciocia pożegnała nas skinięciem głowy i zamknęła drzwi wejściowe zostawiając mnie z obcą kobietką. Kolejną psycholożką, która przez najbliższą godzinę będzie próbowała wycisnąć ze mnie jakiekolwiek wspomnienie związane z moją mamą i jej śmiercią.
  Dlaczego oni wszyscy myślą, że mówienie i myślenie o czymś, co sprawia nam wewnętrzny ból, pomoże nam ,,dojść do siebie”?
  - Opowiedz mi proszę – zwróciła się do mnie, siadając na krześle naprzeciwko mnie – Jaka była twoja mama? Jak miała na imię, co lubiła robić?
  Dziwne. Nie tego się spodziewałam.
 Dotychczas każda rozmowa zaczynała się od ,,Doskonale wiem co cię spotkało Nessy, ale nie możesz tego tłumić w sobie. Opowiedz mi wszystko, a będzie ci lepiej” lub ,,Życie lubi sprawiać nam figle. W pewnym, najmniej spodziewanym, momencie tracimy kogoś kogo kochamy. Ty straciłaś mamę, to musiało być straszne. Opowiedz mi o tym”. W takich momentach miałam ochotę się rozpłakać i wyjść trzaskając drzwiami.
  Rozmowa z Eleną była inna. Od chwili kiedy porozmawiałam z psycholożką zaczynałam widzieć moja mamę jako osobę żywą, a nie martwą - takiej, której już nie ma. Myślałam o jej pięknych orzechowych oczach i włosach w odcieniu hebanu. Widziałam jej szczery, szeroki uśmiech. Przypominałam sobie jej wszystkie słowa, zachowania, rady i to, że była cudowną osobą. I nadal nią jest. W mojej pamięci.”

***
  ,, - Dzisiaj kogoś przyprowadziłam - uśmiechnęła się i podeszła w stronę drzwi. - Nessy, przywitaj Luke'a - uchyliła delikatnie drzwi, w progu których stanął chłopak.
  - Hej - blondyn podszedł do mnie i wyciągnął dłoń.
  - Cześć - burknęłam cicho pod nosem. 
  Nie potrzebowałam znajomych na tę chwilę. Nie rozumiem po co przyprowadziła tego chłopaka? Z obojętną miną usiadłam na krześle ignorując gościa. Elena, rzecz jasna, skrzywiła się na ten widok. Nie skomentowała, jednak mojego zachowania.
  - Nessy... - zaczęła powoli odgarniając pasmo włosów za ucho. - Luke dokładnie tak jak ty potrzebuje kontaktu z innymi. Pomyślałam więc, że zechcesz się z nim zakolegować.
  Nie rozumiem, dlaczego wszyscy wiedzą, najlepiej, czego potrzebuję i co jest dla mnie najlepsze?! Sama potrafię o siebie zadbać. Znajomość z jakimś, przypadkowym chłopakiem nie jest mi niezbędna.
  - Luke jest chory - kontynuowała. - Chory na raka - uśmiechnęła się smutnie. - To jak? Dotrzymasz mu towarzystwa?"
_______________________________
Hej :)) Dzisiaj znacznie dłuższy rozdział. Mam nadzieję, że nie przynudziłam. Rozdział typowo gadany i "rozmyśleniowy". Niemniej, jest bardzo ważny w tym opowiadaniu. Jak możemy się domyśleć, Nessy przypomina sobie skąd zna Luke'a (nareszcie!) Nawet nie wiecie ile czekałam żeby przebrnąć, aż do teraz! Nareszcie będzie z górki! :D Uff...
Od tego momentu rozdziały będą przyjemne i ciekawe, możecie mi wierzyć :))
Co do bloga - jak pewnie widzicie mam nowy, własny szablon! :D
Długo na niego czekałam, ale było warto. Jak wam się podoba? :))
Tak na zakończenie chciałam dodać, że nie wiem kiedy pojawi się następny - 8 - rozdział. W następnym tygodniu zaczynam ferie zimowe i planuję wyjazd do Norwegii, tak więc nie mogę wam obiecać, że rozdział się pojawi. 
Do zobaczenia, skarby ♥ 
Ily x

środa, 21 stycznia 2015

Rozdział 6

  Ucisk dłoni przy oczach i ustach się zacieśniał. Próbowałam się jakoś wydostać. Na próżno. Po chwili przestałam się szarpać i znowu stałam w bezruchu. Podświadomie liczyłam na jakiś ratunek, błagałam w myślach, aby ktoś się zjawił, ktoś kto mógłby mi pomóc.
  - Masz pieniądze? - zapytał. Jego głos wydawał mi się dziwnie znajomy. - Pytam! Masz pieniądze?Nie, to niemożliwe.
  - Calum?! - udało mi się odezwać. Chłopak uwolnił mnie z uścisku. Przebiegłam na bezpieczną odległość. Czułam się strasznie. Bolała mnie głowa, byłam cała rozpalona, miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Przed sobą zobaczyłam dwie postacie. Przez panującą wokół ciemność nie widziałam ich twarzy, ale doskonale wiedziałam kim są. Stali zdziwieni wpatrując się we mnie.
  - Idioto! - wydarł się blondyn. - Mogłeś ją rozpoznać! - rozłożył ręce z wyrzutem.
  - Jest ciemno - zaczął się tłumaczyć brunet. - Poza tym myślałem, że grzeczne dziewczynki o tej godzinie siedzą w domu z rodzinką i jedzą wspólną kolację. Skąd miałem wiedzieć, że będzie się tutaj pałętać?
  - Nie jest, w cale, tak późno - wtrąciłam. - Możecie mi wytłumaczyć co wy do cholery wyprawiacie? - podeszłam bliżej, aby móc przyjrzeć się im z bliska.
Byłam jednocześnie wkurzona i zaciekawiona sensem i celem ich postępowania.
  Nie odezwali się. Stali z opuszczonymi głowami. Luke kopał leżące przy jego stopach kamyki. Obydwoje byli ubrani w czarne bluzy z kapturem założonym na głowę i obowiązkowe, również czarne, obcisłe spodnie. Nie mogłam dostrzec ich wzroku, gdyż oczy były przysłonięte ciemnymi okularami.
  - No mówcie, śmiało - zachęciłam ich. - Mowę wam odjęło?
  - Ty i tak tego nie zrozumiesz - powiedział Luke po dłuższej ciszy.
  - No ciekawe ile rzeczy jeszcze nie rozumiem?! - posłałam mu piorunujące spojrzenie.
  - Ness - odezwał się spokojnie Calum. - Przepraszamy. To, na serio, nie było celowe. Nic ci się nie stało?
  - Żyję - zapewniłam go oschle. - Chyba tylko dlatego, że jestem Ness. W innym wypadku pewnie leżałabym pobita, gdzieś w tych krzakach - wskazałam na gąszcz roślin po swojej prawej stronie.
Calum lekko się zaśmiał.
  - Nie chcieliśmy zrobić ci krzywdy. My po prostu... - zawahał się. - Potrzebujemy pieniędzy.
Zaśmiałam się histerycznie i zaczęłam klaskać w dłonie.
  - Dlatego okradacie niewinnych ludzi?! - wyszczerzyłam oczy. - Jesteście porąbani. Mocno porąbani - oznajmiłam i poszłam przed siebie.
  ,,Potrzebujemy pieniędzy" - cytowałam w myślach słowa bruneta. Pomyśleć, że przez cały czas uważałam go za osobę (w miarę) godną zaufania. Pomimo tego, że bywał uszczypliwy, nie widziałam w nim kogoś nieuczciwego. A jednak, pozory mylą, bo właśnie przed chwilą, próbował mnie okraść.
  Byłam już spory kawałek dalej, gdy ktoś złapał mnie za nadgarstek. Zatrzymałam się i odwróciłam.
  - Może cię odprowadzić? - zapytał Luke. Na jego twarzy malował się smutek i niepewność. - Jest ciemno, a jeszcze raz trafisz na kogoś takiego jak my - jego kąciki ust uniosły się lekko w górę.
  Calum stał tam gdzie wcześniej. Opierał się o murek i co jakiś czas wypuszczał z ust dym papierosa. Ohyda.
  - Ja sobie poradzę - uśmiechnęłam się fałszywie. - Popilnuj lepiej kolegi.
Blondyn głośno się zaśmiał.
  - Nic mu nie będzie - zapewnił mnie.
  - W to, akurat, nie wątpię. Co innego, kolejne osoby, które tędy przejdą.
  - Bez obaw. Calum czeka na kogoś. Nie wiem na kogo, ale najwidoczniej nie chce żebym z nim był, bo kazał mi cię odprowadzić - oznajmił. - Normalnie, bym na to nie poszedł, ale przecież taka piękna, młoda dama nie może się szwendać sama, w nocy, w tych okolicach.
Uniosłam kpiąco brwi. Jeśli Hemmings uważa, że polecę na coś takiego, to jest w wielkim błędzie.
  - Nie rozumiem was - pokręciłam przecząco głową i westchnęłam.
  - Co dokładnie? - uniósł jedną brew.
  - Raz atakujecie niewinne dziewczyny, a drugim razem proponujecie odprowadzenie do domu. Jesteście niemili, opryskliwi, wredni, a innym razem całkiem zabawni - wymieniałam. - A mówią, że to dziewczyny mają zmiany nastroju.
  - Mówisz, że bywam niemiły? - zaśmiał się.
  - A czy muszę to mówić? - uśmiechnęłam się cwanie. Obydwoje wybuchliśmy śmiechem.
  Pomimo tego, że Luke zachowywał się przyzwoicie podczas całej trasy do domu, traktowałam go z dystansem. Coś nie wieżę żeby, ot tak, zmienił swój stosunek do mojej osoby. Musiał mieć w tym jakąś korzyść. Może oprócz tego, że kradnie jest też gwałcicielem i skrycie pragnie mojego ciałka. Zaśmiałam się w duchu.
  Pod mój dom zaszliśmy w dwadzieścia minut. Światła w mieszkaniu były pozapalane, a na podjeździe stało srebrne BMW należące do Isabelle. Ciotka - jak podejrzewałam - już była w domu. No, ale telefonu odebrać nie łaska.
  - Nie wytłumaczysz mi dlaczego napadacie ludzi w poszukiwaniu hajsu? - zapytałam, stojąc przed frontowymi, drewnianymi drzwiami. - Nie możecie iść do roboty jak cywilizowani ludzie?
  - To długa historia. Może kiedyś ci opowiem, na kawie lub przy świecach? - uśmiechnął się szelmowsko.
  - To jakaś propozycja? - również się uśmiechnęłam. Chłopak już się odwrócił i odchodząc w stronę ulicy wzruszył ramionami.
  - Moooże - przedłużył. - Na razie Nessy - wypowiedział moje imię w bardzo seksowny sposób. Odwrócił się i puścił mi oczko. Poczułam, że się rumienię.
  - Na razie Hemmings - odpowiedziałam cicho, prawie niesłyszalnie. Wpatrywałam się w jego sylwetkę aż zniknęła w ciemnościach.

***

  Sobota zapowiadała się pięknie. Jak na październik było bardzo ciepło i słonecznie. Miałam w planach samodzielnie przejść się do szpitala, jednak Isabelle stwierdziła, że trasa jest zbyt długa żebym szła sama, a że miała dzisiaj wolne, postanowiła mnie podwieźć. Prawda jest taka, że to nie z jej dobrej woli, bowiem dzisiejszego dnia czeka ją sporo roboty papierkowej. Na wszelaki sposób próbuje oderwać się od pracy, aby mieć wymówkę na niewypełnienie obowiązków. 
  Odwiedzenie Lucy, dzisiejszego dnia, było dobrą decyzją. W domu, ciotkę czeka niezła harówka, Gaby wyjechała gdzieś z rodzicami, więc mi pozostałoby jedynie oglądanie filmów. Po ponad pięciogodzinnym maratonie filmów z DiCaprio, na prośbę przyjaciółki, miałam już dość telewizji. 
  Gdy podjechałyśmy pod szpital, Isabelle chyba z dziesięć razy pytała się mnie, o której po mnie przyjechać i prosiła abym do niej zadzwoniła w razie czego. Kiedy skończyła swoje kazania i odjechała, poszłam w stronę drzwi wejściowych wielkiego ośrodka opieki zdrowotnej. Podeszłam do lady, za którą stała średniego wieku, siwa kobieta. Przywitałam się grzecznie i zapytałam o Lucy.
  - Nessy? Kochanie, czy to ty? - kobieta wstała z miejsca i z uśmiechem przyglądała się mnie. - To ja, ciocia Harriet. Pamiętasz?
Oświeciło mnie. Harriet to starsza wolontariuszka, z która miałam styczność kiedy, kilka lat temu, regularnie odwiedzałam szpital. Opiekowała się mną, bardzo ją polubiłam. 
  - Nie wieżę! - podskoczyłam w miejscu. - Harriet. O mój Boże. Co ty tutaj robisz? - przytuliłam starą (dosłownie) znajomą.
  - Pracuję, głuptasku - odwzajemniła uścisk, trochę za mocno. - Przeniosłam się jakiś czas temu. A ty co tutaj robisz, dziecino? Tak dawno cię nie widziałam i nawet nie wiesz jak tęskniłam!
  - Wróciłam, już na stałe - na mojej twarzy zagościł szczery, szeroki uśmiech. - Isabelle dostała nową pracę. 
  - To cudownie! - klasnęła w dłonie. - A ty jak się trzymasz - zwinęła usta w podkówkę i pocieszycielsko pogładziła moje ramiona.
  - Jest dobrze - szepnęłam, a zaraz potem dodałam. - Chciałam się dzisiaj spotkać z Lucy - oznajmiłam.
  - Jedna nasza wolontariuszka się nią, na ogół, zajmuje... - zajęła poprzednie miejsce i przejrzała papiery. Oparłam się o blat. - Dzisiaj miało jej nie być, więc znaleźliśmy dla Lucy inną opiekunkę. 
  - O... - powiedziałam z zawiedzeniem i spochmurniałam. - Czyli nie mogę się z nią spotkać?
  - Ależ możesz! - uśmiechnęła się. - Pomyślałam tylko czy nie chciałbyś, może, odwiedzić pewnego chłopca? Leży sam cały dzień. 
  - Oczywiście - ożywiłam się. - Gdzie mam iść?
  - To tutaj - wskazała palcem drzwi naprzeciw nas. 
  Uśmiechnęłam się i poszłam przed siebie.
  Przez wielkie, szklane drzwi mogłam przejrzeć wszystko co znajduje się w pomieszczeniu. Wyposażenie medyczne było dość skąpe, podejrzewam, że to dlatego, iż chłopiec jest tutaj na badaniach i w celu odpoczynku. Weszłam do pustej sali i zajęłam miejsce na krześle. Było całkowicie pusto, co mnie trochę zdziwiło. Harriet mówiła, że chłopiec leżał w łóżku cały dzień, dziwne, że tak nagle zniknął.
  Podeszłam do wielkiego okna - mogłabym powiedzieć, że szklanej ściany - i zaczęłam przyglądać się ludziom znajdującym się na zewnątrz. Dziewczyna biegła w stronę, gdzie stali jej uradowani rodzice. Przytuliła się najpierw do - prawdopodobnie) mamy, a później taty. Kąciki moich ust uniosły się w uśmiechu. Miałam wrażenie, że słyszę ich śmiech i odczuwam taką samą radość co oni, pomimo tego, że nie miałam bladego pojęcia co się stało i z czego się tak cieszą.
  - Widzisz?! O tym właśnie mówiłem - usłyszałam za sobą znajomy głos. Doskonale wiedziałam do kogo należał.
______________________________________
Tak! Jest rozdział 6. Podoba się? Mi osobiście średnio. Planowałam go już wcześniej i wydawał mi się świetny, ale jakoś nie miałam weny i wyszedł jak wyszedł. W każdym razie nie jest tak źle. Następny rozdział będzie dosyć... prywatny (?) Nie wiem jak to nazwać, w każdym razie chodzi mi o to, że Nessy będzie mogła - WRESZCIE - prywatnie i na spokojnie porozmawiać z Lukiem. Poznacie go bliżej i dowiecie się wiele ciekawostek z nim związanych. Siódmy rozdział to już ten, w którym bohaterowie wreszcie zaczynają się przed sobą otwierać i rodzi się miłość między nimi. Tak, powoli powstaje Lussy (aww jak słodko) ♥ Oczywiście nie bądźcie tacy hop do przodu! Nie tak od razu się zejdą :D
Okej. Rozdziały miały pojawiać się co niedziela, niestety doszłam do wniosku, że nie wyrabiam z ich napisaniem więc postanowiłam, że będę je wstawiać w każdą środę.
JEST JUŻ WERSJA REVERSION NA WATTPADA :D
Zapraszam was tutaj: http://www.wattpad.com/story/31008664-reversion
Komentujcie, gwiazdkujcie i dodawajcie do bibliotek misie :)))
Coś spadłam z komentarzami na blogu. Jeśli możecie, to proszę - klęczę - dodajcie komentarz. To strasznie motywujące, serio :)))
Wydaje mi się, że już wszystko napisałam. Było coś o rozdziale, o wattpadzie i były błagania o komentarze :D
Trzymajcie się ciepło :))
ily x