czwartek, 19 marca 2015

Rozdział 11

  Budząc się zauważyłam, że nie znajduję się w swoim pokoju. Promienie przedpołudniowego słońca, raziły mnie po oczach, więc odwróciłam się plecami do okna. Miejsce obok mnie, na łóżku było puste. W powietrzu unosił się przyjemny zapach ciasta. Od wczoraj nic nie jadłam i strasznie burczało mi w brzuchu. Wstałam i podążyłam za pysznym zapachem.
  Kuchnię od salonu oddzielał blat. Pomieszczenie było niewielkie, znajdowała się tu lodówka, kuchenka i zlew. Przed blatem stały dwa, wysokie krzesła podobne do tych w barach i pub-ach. Usiadłam na jednym z nich i przyglądałam się, jak Luke przygotowuje śniadanie. Miał na sobie jedynie szare bokserki, przez co mogłam podziwiać jego umięśnione plecy. 
  - Masz ochotę na naleśniki? - zapytał nie odrywając się od czynności, którą wykonywał. Pokiwałam jedynie, potwierdzająco głową. Siedziałam jeszcze przez chwilę, ale po pewnym czasie postanowiłam wstać i wyjrzeć przez okno. 
  Słońce sięgało, już prawie zenitu, ogrzewałam się w jego ciepłych promieniach. W kwietniu* jeszcze nigdy nie było tak ciepło i przyjemnie. Patrząc się w okno i podziwiając błękitne niebo poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciłam się. Luke wlepiał we mnie ciekawski wzrok. Potrząsnęłam głową pytająco, ten jedynie uśmiechnął się cwaniacko i powrócił do smażenia naleśników.
  - Coś nie tak? - zwróciłam się do niego siadając na miękkim, czarnym fotelu. 
  - Oczywiście, że nie - zapewnił. - Wręcz przeciwnie. 
  - O co ci chodzi, Hemmings? - zapytałam z rezygnacją. - Nigdy cię nie rozumiem.
  - Dałem ci troszkę za krótką koszulkę - powiedział jedynie. Mogłam się domyślić, że aktualnie próbuje stłumić śmiech. 
  - I co w związku z tym? - spojrzałam na za dużą, męską koszulkę, którą dostałam ubiegłej nocy od chłopaka. Sięgała trochę powyżej połowę ud.
  - To, że miałem bardzo fajny widok, kiedy stałaś odwrócona do mnie tyłem - tym razem się nie hamował i zaśmiał się pod nosem.
  - Mówiłam ci kiedyś, że jesteś dupkiem? - dodałam po chwili ciszy.
  - Żeby to raz, Nessy - powiedział i podał mi talerz z ciepłym śniadaniem.

  Siedziałam na łóżku chłopaka i zerkałam na plakaty zdobiące pokój. Nie znałam, ani jeden z tych zespołów. No może z wyjątkiem Red Hot Chili Peppers i Blink 182, Dave często ich słuchał. Bardzo lubił tego typu muzykę, nie przesłał mi, jednak tego zamiłowania we krwi. 
  Dochodziła godzina pierwsza. Od śniadania zdążyłam się już zrobić ze sobą porządek, teraz Lucas zajmował łazienkę. 
  Wyjęłam z torby telefon i włączyłam go. Po wpisaniu kodu pin pojawiła się serta powiadomień i sms-ów o nieodebranych połączeniach. Isabelle próbowała dodzwonić się do mnie chyba z setki razy. Pewnie się martwi. 
  Luke wyszedł z toalety z założonym przez szyję ręcznikiem. Włączył telewizję przyciskiem na pilocie. Włożyłam telefon z powrotem do torby, a następnie podparłam głowę ręką.
  Blondyn usiadł obok mnie i spojrzał na mnie troskliwie.
  - Pewnie musisz już wracać - stwierdził - mogę cię podwieźć jeśli chcesz.
  - Nie o to chodzi - westchnęłam. - Ostatnio trochę pokłóciłam się z Isabelle.
  - Normalne. Często kłóciłem się z rodzicami - oznajmił. - Dlatego mieszkam sam z Calumem. 
  - Nie żebym cię do czegoś namawiał - wytłumaczył się obronnie.
  - Czemu się z nimi kłóciłeś? - zapytałam niepewnie na nowo przypatrując się plakatom okalającym ściany. 
  - Zatajali przede mną wiele spraw - odrzekł i podszedł do szafki. Wyjął z niej parę ciemnych rurek i szary t-shirt. - I traktowali jak pokrzywdzone przez los, dziecko. Któregoś dnia się wkurzyłem i zamieszkałem u Caluma. Nigdy nie było łatwo...
  - A rodzice Caluma? - spojrzałam na chłopaka, który spoważniał.
  - Jego rodzice nigdy się nim nie interesowali. Ojciec pił, a matka była w niego wpatrzona jak w obrazek. Nawet nie zauważyli jak Calum zniknął z domu.
  Zmieszałam się na samą myśl tym co znosił Calum. Ja od zawsze miałam szczęśliwe dzieciństwo i wspaniałych rozdziców. Dopiero po smierci mamy wszystko zaczeło się psuć. 
  -Kilka tygodni mieszkał ze mną, później wynajął tę kawalerkę. 
  Rozejrzałam się po kątach mieszkania. 
  - Nie wygodniej byłoby ci mieszkać z rodzicami? Nie musiałbyś się martwić o płacenie czynszu i tak dalej. 
  - Wiesz, Ness - spojrzał na mnie pewnym wzrokiem. - Czasami trzeba pokazać swoją niezależność.   Zapanowała chwila ciszy. Blondyn wpatrywał się w podłogę zamyślony, a mnie zastanawiało tylko jedno.
  - Luke... - zaczęłam. - To dlatego kradliście?
  Jego twarz wydawała się nie wyrażać żadnych emocji, jednak oczy wszystko zdradzały.
  - Nie tylko - powiedział szybko i zamilkł. 

  Jechałam czarnym samochodem w towarzystwie Luka, który swoje miejsce zajmował za kierownicą. Błądziliśmy po bogatej dzielnicy w poszukiwaniu Bayswater Aveneu. Budynki w tej okolicy były praktycznie identyczne, więc trudno jest je rozróżnić. Kiedy ujrzeliśmy białą tabliczkę z numerem 10 samochód zatrzymał się.
  Wyszłam z pojazdu i pożegnałam się z Lukiem, który odpowiedział uśmiechem. Podeszłam do drzwi dużego domu i nacisnęłam dzwonek. Odczekałam kilka minut jednak nikt się nie odzywał, po chwili usłyszałam głośne stąpanie, a drzwi otworzyły się. W progu stanęła Gaby, patrzyła na mnie oskarżycielsko i nic nie mówiąc wpuściła mnie do środka.
  Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Po prawej stronie znajdowało się duże lustro, podłogę zdobiły lśniące panele, a ściany pokrywała zdobiona tapeta. Pod lustrem swoje miejsce odnajdywała komoda, na której postawiony był wazon z czerwonymi różami.
  - Zdejmij buty - wskazała na moje czarne trampki. - Moja mama jest trochę przewrażliwiona na tym punkcie - wytłumaczyła.
  Wykonałam posłusznie prośbę dziewczyny i odstawiłam buty w kąt pokoiku.
  Pokierowałyśmy się na piętro. Stąpałam bosymi stopami po dywanie okalającym schody, a następnie po zimnej podłodze. Brunetka otworzyła pierwsze drzwi i wpuściła mnie przodem to pokoju.
  Wielkie łóżko rzucało się w oczy od momentu wejścia do pomieszczenia. Zdobiły je tysiące poduszek w różnych odcieniach oraz kilka pluszaków. Gaby położyła się na kremowej pościeli i poklepała miejsce obok siebie na znak, żebym usiadła obok niej, tak też zrobiłam. Siedząc objęłam nogi rękoma i oparłam głowę o kolana.
  - Gdzie się podziewałaś? - wróciła do pozycji siedzącej i spojrzała mnie się prosto w oczy.
  - W sensie?
  - Zniknęłaś z imprezy, nie odbierałaś telefonów, nie pokazałaś się w szkole od dwóch dni - wyliczała na palcach.
  - Byłam z Lucasem - wzruszyłam ramionami.
  Tęczówki brunetki pociemniały, a źrenice powiększyły się.
  - Czy ja o czymś nie wiem? - zapytała zaskoczona.
  - To samo pytanie mogłabym zadać tobie - założyłam ręce na piersiach i przygryzłam policzek. - Widziałam jak obściskiwałaś się z Calumem tamtego wieczora.
Gabriella zamilkła i przez kilka minut wpatrywała się w podłogę. Kilka luźnych kosmyków spod wysokiej kitki opadały na jej twarz.
  - Coś się stało pomiędzy wami? - dotknęłam jej ramienia.
  - Właśnie o tym chciałam pogadać... - zaczęła. - Spałam z nim - oznajmiła bezpośrednio.
Wryło mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Przypomniałam sobie słowa blondyna z wczoraj i swoje podejrzenia. Zaśmiałam się głośno i spojrzałam na przyjaciółkę.
  - Nie gadaj?! - wyszczerzyłam zęby. - Opowiadaj.
  Gaby streściła mi przebieg nocy z wszystkimi szczegółami. Następnie wstała i zdjęła z półki jeden z zeszytów. Otworzyła kolorowy notes i pokazała stronę do której przyklejone było rozerwane w połowie, papierowe opakowanie prezerwatywy. Rzuciłam w przyjaciółkę poduszką.
  - Jak możesz trzymać takie rzeczy?
  - Na pamiątkę - wzruszyła obojętnie ramionami uśmiechając się.
  Zajęła ponownie miejsce obok mnie i spojrzała wyczekująco.
  - A ty?
  Nie zrozumiałam
  - Ty i Luke? - wyjaśniła. - Nie wmówisz mi, że się nie pieprzyliście.
  - Gaby! - ostrzegłam ją. - Znam go niecały miesiąc, opanuj się.
  - Niech ci będzie - zrobiła minę obrażonego dziecka. - W takim razie co robiliście?
  - Byliśmy na plaży, a później u niego w domu i... - przerwało mi dzwonienie. Wyjęłam pośpiesznie telefon. Na wyświetlaczu pojawił się znajomy numer Isabelle. Przez chwilę wahałam się jednak, dla odmiany, postanowiłam odebrać. W słuchawce usłyszałam zmartwiony głos ciotki. Wypowiedziane przez nią słowa zmroziły mnie. Zamarłam.

*W Australii pory roku są odwrotne od naszych. W marcu rozpoczyna się jesień, czerwcu - zima, wrześniu - wiosna, grudniu - lato. Odpowiednikiem Australijskiego - kwietnia jest Polski - październik.
_____________________________________________________________
Hej skarby ♥
Tradycyjnie przepraszam za spóźnienie. Na szczęście tym razem spóźniłam się jeden dzień, a nie tydzień. Brawa dla mnie.
Jestem trochę niezadowolona tym jak wyszedł rozdział, na początku miałam inne zamiary i myślałam, że będzie troszkę inaczej, ale cóż... jest jak jest. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam :))
Komentujcie :)
Do zobaczenia za tydzień ♥
Ily x

środa, 11 marca 2015

Rozdział 10

  *PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM! DZIĘKUJĘ :)*

  Szłam wąską ścieżką wśród drzew i krzaków. Nieraz zahaczałam o gałęzie przez co mój sweter jest w opłakanym stanie. Idąc deptałam suche liście i trawę, prawie potknęłam się o wystające spod ziemi korzenie. Miejsca było niewiele, a i tak brnęłam w gąszczu roślin próbując dogonić Luka.
  Prawdę mówiąc nie wiem dokąd mnie prowadzi. Powiedział jedynie, że pójdziemy w jedno, wyjątkowe miejsce. Zaufałam mu, ale nie wiem czy tego nie żałować. W okolicy nie ma zupełnie nic. Nic oprócz drzew i krzewów, które coraz bardziej zaczynają ranić moje ramiona i kostki. 
  Idąc w zupełnym milczeniu, przez kilka minut obserwowałam poczynania chłopaka, który idzie przed siebie z całkowitą pewnością. Dokładnie tak, jakby przebył tę drogę już setki razy. 
  Zatrzymaliśmy się przed wielką skałą, którą zewsząd otaczały liście i łodyżki. Blondyn przedarł się wgłąb gąszczu i podał mi rękę. Uśmiechnął się zachęcająco. Podeszłam i podałam mu dłoń po czym pociągnął mnie i poszedł kilka kroków przed siebie. Po chwili znaleźliśmy się w miejscu, o którym - jak sądzę - mówił od początku.  
  - I co, warto było?! - zapytał retorycznie.
  Oczywiście, że taki widok był wart, choćby tego przedzierania się przed drzewa. Spienione fale, co jakiś czas zalewały piasek. Morze jest zupełnie błękitne, prawie jak odbicie lustrzane nieba. 
  - Tak - odpowiedziałam krótko. - Było warto. 
  Luke zdjął czarne trampki ze stóp i położył je w cieniu dużego drzewa, następnie zrzucił z siebie koszulkę odsłaniając umięśniony tors. Kiedy zauważył, że wlepiam wzrok w jego klatkę piersiową na jego twarzy pojawił się ten typowy uśmieszek. Momentalnie odwróciłam wzrok i odpędziłam myśli o chłopaku, żeby nie zacząć się rumienić. Znając życie mi to nie wyszło. 
  - Zdejmuj ubrania i chodź do wody - zwrócił się do mnie i wskazał niebieskie morze. - Jest ciepło, chcesz się dusić w tych ciuchach? 
  Spojrzałam na swoje ubrania. Fakt, jest za ciepło żeby siedzieć na plaży ubranej w czarny t-shirt, spodnie i sweter. 
  - Nie noszę na co dzień stroju kąpielowego - skrzywiłam się. 
  - Ja też nie - powiedział zdejmując obcisłe, czarne rurki. - I co z tego. Możemy się kąpać w tym - wskazał na szare bokserki z niewielkim nadrukiem przedstawiającym postać z kreskówki.
  - Serio, Spongebob? - prychnęłam. Puścił moją uwagę mimo uszu. 
  - To idziesz? - uniósł wymownie brwi i przygryzł wargę. 
  Ugryzłam się w policzek i z rezygnacją kiwnęłam głową. 
  Szybkim ruchem zrzuciłam z siebie sweterek i bluzkę, przy spodniach chwilkę się ociągałam, ale ostatecznie komplet moich ubrań znalazł się tuż obok ciuchów chłopaka. 
  Na twarzy blondyna pojawił się cyniczny uśmieszek kiedy zobaczył mnie w samej bieliźnie, zlustrował mnie wzrokiem i oblizał usta. Wywróciłam oczami. 
  Weszłam do wody, a moje ciało oblały chłodne fale. Stałam przez chwilę zanurzona po piersi i rozkoszowałam się padającymi w moją stronę, promieniami słońca. Nagle usłyszałam chlust wody i oberwałam od tyłu zimną falą. Obróciłam się za siebie i zobaczyłam, że Luke stoi kilka metrów dalej i najwyraźniej umiera ze śmiechu. 
  - Dzieciak! - krzyknęłam w jego stronę, a on szybko zanurkował. 
  Stałam ciągle w tym samym miejscu i próbowałam go wypatrzyć jednak niczego nie zauważałam. W pewnej chwili chłopak wynurkował naprzeciw mnie. Dzieliło nas kilka centymetrów przez co idealnie widziałam jego szeroki uśmiech. 
  - Wyglądasz tak pięknie, Ness - powiedział i przybliżył się jeszcze bardziej przechylając głowę. Zamknął oczy w oczekiwaniu na coś czego nie otrzymał. W zamian chlusnęłam mu w twarz morską wodą. 
  - Dziękuję, ty też - zaśmiałam się głośno i odpłynęłam kawałek dalej uciekając przed blondynem. Coś pociągnęło mnie za kostkę prawej nogi przez co zanurzyłam się trochę w wodzie. Próbowałam wydostać nogę z uścisku. Na nic. W końcu wypłynęłam na powierzchnię w objęciach Luka. 
  Staliśmy tak kilka minut patrząc sobie w oczy. Jego piękne, niebieskie oczy mieniły się, zauważyłam pojawiające się dołeczki w policzkach chłopaka. Wydawał się taki inny niż do tej pory. 
  - Robi się chłodno - wyszeptał mi do ucha. - Lepiej już wracajmy.
 Pokiwałam głową i podążyłam na brzeg. Słońce prawie zniknęło za chmurami. Zrobiło się zimno więc moje ciało lekko się trzęsło. Stałam cała przemoczona. 
  - Wytrzyj się - Luke podał mi swoją koszulkę. 
  - Nie ma mowy, bęcie ci zimno - powiedziałam wyciskając resztki wody z włosów. 
  Nalegał, ale ja nie ustępowałam i kręciłam przecząco głową. Słońce zupełnie zniknęło, a niebo pokryło się szarymi chmurami. 
  - Bo ja cię wytrę - uśmiechnął się i trzymając mój nadgarstek osuszył moją rękę za pomocą materiału. Zrobił to samo z drugą, a ja się nie sprzeciwiałam. Położył ciepłą dłoń na moim biodrze przez co przeszedł mnie przyjemny dreszcz i szybkim ruchem sprawił, że byłam sucha od pasa w górę. Koszulka wytarł również swoje włosy, a na jego głowie pojawił się zabawny nieład. Ubrał spodnie i buty, a mokrą koszulkę przerzucił przez ramie. 
  - Luke - zwróciłam się do niego wiążąc sznurówki trampek. 
  Skinął głową na znak, żebym kontynuowała. 
  - Skąd znasz to miejsce? - Popatrzyłam się raz jeszcze na otaczającą mnie plażę.
  - Razem z Calumem często tu przychodziliśmy jak byliśmy młodsi - oznajmił i poszedł w stronę, z której przybyliśmy. 
  - Pięknie tu - powiedziałam przyglądając się drzewom.

  Słońce chowało się po woli za horyzontem. Zrobiło się dużo chłodniej dlatego otuliłam się miękkim swetrem. W samochodzie było cieplej niż na zewnątrz jednak i tak czuć było lekki chłodek.
  Jechaliśmy już dobre dwadzieścia minut w nieznanym mi dotąd kierunku. Ulice z początku wydawały się być opustoszałe, jednak im bliżej centrum tym moim oczom ukazywało się więcej pojazdów i ludzi. Czułam się bardzo dobrze siedząc w milczeniu obserwując wszystko co dzieje się za oknem. Szczerze mówiąc mogłabym tu spędzić jeszcze kilka godzin, wcale nie śpieszy mi się do domu i spotkania z Isabelle.
  Samochód zaczął zwalniać i zatrzymał się pod wysokim wieżowcem z białej cegły. Spojrzałam na Luka pytająco. On jedynie wskazał ręką na drzwi, a następnie wyszedł z pojazdu. Zrobiłam to samo.
  Weszliśmy do klatki schodowej i pokierowaliśmy się na trzecie piętro. Blondyn wyjął z kieszeni spodni srebrny, niewielki kluczyk i otworzył drzwi na oścież. Weszłam do środka i u boku chłopaka wstąpiłam do średniej wielkości pokoju. W rogu stała duża szafa obok której znajdowało się niezaścielone dwuosobowe łóżko. Na ścianie wisiał plazmowy telewizor pod którym ustawiona była szafka zagracona płytami. Sięgnęłam kilka z nich i czytałam kolejne nazwy zespołów, które próbowałam skojarzyć. Jeden tytuł przypominał mi nadruk na koszulce, którą miał na sobie Luke podczas naszego pierwszego spotkania w szpitalu.
  - The Misfits - przeczytałam na głos do siebie.
  - Znasz? - zapytał stojąc za moimi plecami. Odłożyłam płytę na miejsce i przejechałam palcem po całej kolekcji.
  - Tak tylko przeglądam - odrzekłam krótko. W odpowiedzi usłyszałam ciche wzdychnięcie. Odwróciłam się w stronę chłopaka i założyłam ręce na piersiach. Przyjrzałam się mu uważnie, dzisiaj też miał na sobie tą samą koszulkę, która była już prawie sucha. Dziwne, że wcześniej tego nie zauważyłam.
  - Coś się stało? - zapytałam unosząc jedną brew.
Nie dostałam odpowiedzi. Luke sięgnął po trzymany chwilę temu przeze mnie album, wyjął płytę i włożył ją do odtwarzacza. Z głośników zaczęły lecieć punkrockowe utwory, których w ogóle nie kojarzyłam.
  - Teraz już znasz - powiedział krótko kiedy pierwszy utwór się skończył. Płytę odłożył na miejsce.
Położył się na szerokim łóżku i włączył telewizor. W pokoju znów rozbrzmiały rockowe piosenki.
  - A gdzie Calum? - zapytałam kiedy przypomniałam sobie, że oprócz przyjaciół i wspólników do okradania są również współlokatorami.
  - Nie wiem, nie pojawił się od wczoraj - powiedział obojętnie. - Pewnie znowu się zachlał, a teraz odsypia. Idiota.
  - Jest pewnie z Gaby - odpowiedziałam na zadane przez siebie pytanie rozwiewając domysły i przypuszczenia chłopaka. - Wczoraj na imprezie o mało by się nie połknęli.
  - Wooho! - ożywił się. - Wiedziałem, że to kiedyś się stanie, ale nigdy nie potrafiłem przewidzieć kiedy. Oni już od dawna ze sobą kręcą.
  Przypomniałam sobie wzrok brunetki skierowany na Caluma, za każdym razem kiedy go widziała. Zazdrość bijącą o niej kiedy flirtował z jakąkolwiek inną. Któregoś wieczoru obiecała mi, że kiedyś go zaliczy, może już to zrobiła. Na mojej twarzy pojawił się krzywy uśmiech. Brakowało mi szczerej rozmowy z Gabriellą. Ostatni raz rozmawiałam z nią na osobności, kiedy opowiadała mi o jej ,,chorej psychicznie" ciotce, którą odwiedziła jakiś czas temu. Potrzebowałam jej, szczególnie teraz.
  - O czym myślisz? - głos Luka wyrwał mnie z rozmyślań.
  - O niczym - odpowiedziałam kręcąc głową.
  - Za każdym razem kiedy jesteś smutna przygryzasz dolną wargę - uśmiechnął się nieśmiele. Pierwszy raz od długiego czasu widziałam w nim kogoś wrażliwego, a nie typowego dupka. Złapałam się odruchowo za usta. Faktycznie tak robię?
  - To nawet słodkie - znów ten sam uśmiech.
Poczułam jak oblewa mnie fala gorąca, moje policzki płonęły.
  - Rumienisz się również słodko - zaśmiał się delikatnie, dotykając wierzchem dłoni moich rozpalonych policzek. Złapał moją rękę i splątał nasze palce w uścisku.
_________________________________
Hej kochani ♥ Tak jak obiecałam - nie spóźniłam się!
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał. Nie jest zbyt długi, ale miarowy. W każdym razie ważniejsze jest co w nim jest. Nie wiem czy przepadacie za tego typu rozdziałami, ale musiałam w końcu jakoś ich do siebie zbliżyć. Ich czyli Luka i Nessy.
W przyszłych rozdziałach, niestety (jak kto woli) daruję sobie tylu scen z nimi obojga. Będzie więcej dramy i akcji. :D
Ostatnio strasznie opadłam na komentarzach. Przeraża mnie fakt, że z 13 spadłam na 3, max 4. Dlatego proszę abyście zostawili po sobie ślad i dodali jakikolwiek komentarz. To naprawdę bardzo motywuje. Będzie mi miło :))
Ily x

czwartek, 5 marca 2015

Rozdział 9

  Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że znajduję się na łóżku. Nie wiem jak tu się znalazłam, ale podejrzewam, że przeniosłam się tutaj w nocy. Zrobiłam to na tyle nieumyślnie, że w ogóle tego nie pamiętam.
  Zerknęłam na ekran elektronicznego zegarka znajdującego się na szafce obok łóżka. Wpół do szóstej. Wstałam błyskawicznie z posłania i udałam się w stronę łazienki. Panicznie bałam się spojrzeć w lustro jednak wiedziałam, że to nieuniknione. 
  Miałam cały rozmazany makijaż. Wczorajszy tusz do rzęs osadził się pod powiekami i na policzkach. Nie było tragicznie, ale również nie dobrze. 
  Umyłam twarz i wzięłam chłodny prysznic. Ubrałam czarne spodnie i t-shirt oraz długi kardigan w kolorze khaki. 
  Weszłam szybko do kuchni starając się nie natknąć na Isabelle. Kątem oka spojrzałam na dywanik przy drzwiach wejściowych. Męskie buty zdążyły już zniknąć. 
  Sięgnęłam po płatki śniadaniowe i wsypałam je do miseczki, a następnie zalałam je zimnym mlekiem. Po zjedzeniu wstawiłam naczynie do zmywarki. 
  Wychodząc z pomieszczenia natknęłam się na ciotkę. Spojrzała się na mnie uważnie i po chwili uśmiechnęła delikatnie. 
  - Myślałam, że dzisiaj będziesz odsypiać po imprezie, a ty szykujesz się do szkoły?! - spytała  wstawiając, w międzyczasie, wodę w czajniku. Do białego kubka wsypała dwie czubate łyżeczki kawy. - I do tego o tak wczesnej godzinie. Wiesz która dochodzi?! - zapytała patrząc na zegar wiszący na ścianie. 
  Puściłam jej pytanie mimo uszu. Opuściłam pomieszczenie i usiadłam na wygodnej sofie w salonie. Miałam dosyć jej sekretów. Ostatniej nocy spotkała się z jakimś mężczyzną, do tego w naszym domu. Myślała, że się nie dowiem? Dlaczego zatajała przede mną, że kogoś znalazła? Nie mam przecież pięciu lat, zrozumiałabym to.
  Blondynka weszła z parującym kubkiem, do pokoju, w którym się znajdowałam. Usiadła obok mnie i zmarszczyła brwi. 
  - Coś się stało, Nessy? - spytała przygryzając wargę. - Wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć. 
  - Szkoda, że ty tego nie wiesz - westchnęłam z rezygnacją i wstałam. - Kto odwiedził cię wczoraj w nocy? - to zabrzmiało trochę za ostro niż planowałam.
  Kobieta, skamieniała i spuściła wzrok. Jej twarz nie okazywała żadnych emocji.
  - Przepraszam Ness. Ja po prostu...
  - Bałaś się mi powiedzieć? - dokończyłam za nią.
  - Nie o to chodzi - odłożyła kubek na mały stolik przy sofie. Odeszła kawałek i oparła się o blat dzielący kuchnię z salonem. Przygryzła policzek. Wyraźnie się nad czymś zastanawiała.
  - To z Chrisem się wczoraj spotkałam - powiedziała w końcu.
Nie odezwałam się. 
  Isabelle spotyka się ze swoim byłym facetem? Przecież to nie ma sensu. Skoro tak, to dlaczego się rozstali?
  - Ale... jak to? - kręciłam głową z niedowierzania. - Przecież to twój były narzeczony, Isabelle.
  - Właśnie dlatego ci nie mówiłam - założyła ręce na piersiach. - Nic nie rozumiesz, prawda?
  - No jasne - sparaliżowałam ją wzrokiem. - Bo jestem tylko małym dzieckiem, które nic nie wie o życiu?! - zaapelowałam ze złością. - Ile to już trwa, Isabelle - powiedziałam tym razem spokojniej.
  - Kilka miesięcy - oznajmiła.
  - Miesięcy? - dotknęłam palcami skroni. - Ile dokładnie?
  - Myślisz, że dlaczego wróciłyśmy do Sydney? - zignorowała moje pytanie. - To Chris załatwił mi pracę i to on spłaca większą część czynszu za mieszkanie. 
  Wryło mnie w ziemię. Dlaczego Isabelle zrobiła się taka zależna od swojego byłego? O co w tym wszystkim chodzi? 
  - Is... dlaczego? Czemu mi tego nie powiedziałaś? - w moich oczach wzbierały się łzy.
Nie uzyskałam odpowiedzi na moje pytanie. Wybiegłam z salonu i zamknęłam się w pokoju. Chwyciłam torbę leżącą na moim łóżku i szybko wyszłam z domu. 
  Miałam ogromną ochotę z kimś porozmawiać. Wybrałam numer do Gaby, ale brunetka nie odbierała. No tak, pewnie odsypia po imprezie, podobnie jak Calum i Michael.
  Jest tylko jedna osoba, której mogę się wygadać i na pewno mi pomoże.
  Poszłam na najbliższy przystanek i czekałam na przybycie pojazdu, które podwiezie mnie do szpitala.

  Szłam przez korytarz zmierzając w stronę recepcji. Szpitalne ściany pomalowane były na kolor błękitny, a podłogę zdobiła biała, śliska wykładzina. Większość drzwi wykonana była ze szkła, dlatego łatwo było przez nie przejrzeć. Jedynie pokoje dla lekarzy i personelu oddzielały od korytarza drewniane drzwi.
  Dookoła dostrzegałam wielu zdenerwowanych ludzi oraz pielęgniarki, które starały się ich uspokoić. W całym budynku panowała napięta i nieprzyjemna atmosfera.
  Podeszłam do lady za którą siedziała kobieta, w wieku Isabelle. Uśmiechnęła się do mnie szczerze.
  - Czy mogę porozmawiać z panią Harriet Robinson? - zapytałam grzecznie.
Brunetka za ladą przeglądała jakieś karty, po chwili odłożyła je na bok i zwróciła się do mnie.
  - Pani Robinson jest dzisiaj nieobecna - odpowiedziała. - Mam jej coś przekazać? - zapytała i chwyciła słuchawkę telefonu stojącego na blacie.
  - Nie, dziękuję - uśmiechnęłam się smutnie. - Przez cały dzień jej nie będzie?
  - Wyjechała do szpitala w Gosford. Wróci dopiero za tydzień - spojrzała w moją stronę ze współczuciem. - Na pewno nic jej nie przekazać? - nalegała.
  Pokręciłam przecząco głową. Odeszłam od recepcji i udałam się do wyjścia. Zatrzymało mnie jednak czyjeś, znajome wołanie.
  Odwróciłam się za siebie i zobaczyłam biegnącego w moją stronę Ashtona.
  - Hej, Nessy - przywitał się dysząc ciężko. Otrzepał fartuch i poprawił kołnierzyk koszuli. Na jego twarzy zawitał, typowy, ciepły uśmiech. - Co cię tutaj sprowadza?
  - Przyszłam w odwiedziny starej znajomej, ale okazało się, że wyjechała - zwinęłam usta w podkówkę.
  - Jest jakiś konkretny powód, dla którego postanowiłaś ją odwiedzić, akurat teraz? - przyjrzał się mi dokładnie i zmarszczył brwi. - Jest, w końcu, poniedziałek. Masz szkołę.
  Westchnęłam głośno. Przygryzłam policzek i świdrowałam wzrokiem po całym pomieszczeniu.
  Jak to możliwe, że Ashton od razu mnie rozgryzł?
  - To zaproszenie na kawę... - zaczęłam po chwili - ...jest nadal aktualne?
  Siedząc przy małym stoliku, naprzeciwko szatyna streściłam mu wszystko. Zaczynając od tego, że mój dawny przyjaciel okazał się gejem, chłopaku chorym na raka, którego znałam już wcześniej, kończąc na tym, że moja własna ciotka okłamywała mnie od kilku miesięcy.
  Ash analizował każde moje słowo i ani razu mi nie przerwał. Przyglądał się tylko uważnie mojej osobie i wsłuchiwał się w opowieść.
  - Dlatego, właśnie, się tutaj znalazłam - dokończyłam i zerknęłam na chłopaka.
  - Niezłe bagno - zaśmiał się.
  Położyłam głowę i ręce na stole z rezygnacją. Myślałam, że Ashton mi pomoże, a nie będzie próbował mnie, jeszcze bardziej, dobić - o ile to w ogóle możliwe.
  - Musisz poważnie porozmawiać z Isabelle - zwrócił się po namyśle.
  - Jakbym na to wcześniej nie wpadła - żachnęłam się. Podniosłam głowę ze stołu i spojrzałam w piwne oczy chłopaka. - Problem w tym, że ona nie chce mi nic powiedzieć.
  - Może ma powód? - wyprostował się na krześle. - Nie pomyślałaś o tym?
  Uniosłam jedną brew pytająco. Jaki Isabelle może mieć powód żeby ukrywać przede mną, że od kilku miesięcy na nowo spotyka się z Chrisem? To niedorzeczne. A jednak ma jakiś sens.
  - Wiesz Ness, prawda bywa dobra. Może rozwiać niepewność i dać odpowiedź na wiele pytań - zaczął, a jego głos unosił się w prawie pustym pomieszczeniu. - Ale czasami może być bolesna i niezrozumiała.
  Zastanowiłam się co mogą oznaczać słowa szatyna, jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Jedynie Isabelle zna odpowiedź.
  - Jeśli pozwolisz, muszę wrócić do pracy - spojrzał na zegarek zdobiący jego nadgarstek i uśmiechnął się. - Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy. - Powiedział i wstał z krzesła.
  Uczyniłam to samo. Pomachałam z oddali odchodzącemu lekarzowi i poszłam w stronę wyjścia. Przez cały czas zastanawiałam się o co mogło chodzić Ashtonowi. Co takiego może skrywać Isabelle?
  Znajdując się przed budynkiem szpitalnym, wyjęłam z torby telefon i wybrałam numer taksówki. Po pięciu minutach pojazd pojawił się przed drzwiami.
  Weszłam do samochodu i w przednim lusterku zobaczyłam znajomą twarz kierowcy. Blondyn odwrócił się w moją stronę i wyszczerzył zęby w cynicznym uśmiechu.
  - Gdzie panią podwieźć? - na oczach miał ciemne, przeciwsłoneczne okulary, a dolną wargę, w dalszym ciągu zdobił srebrny kolczyk. - Tam gdzie wczoraj?
  Spojrzałam na niego i uniosłam obie brwi.
  A jednak, nie zwariowałam. To on podwiózł mnie do domu ubiegłego wieczoru.
  - Możesz mi wyjaśnić dlaczego prowadzisz taksówkę?
  - Mieszkając pod jednym dachem z leniwym Calumem, trzeba sobie jakoś radzić i dorabiać - westchnął, ale z jego twarzy nie zniknął uśmiech.
  - To nie wystarczą wam ukradzione pieniądze. Jeszcze nie zapomniałam o tamtej sytuacji w parku - powiedziałam śmiejąc się chytrze pod nosem. - I tak, poproszę pod dom.
  - Mam lepszy pomysł - odpalił pojazd i wcisnął pedał gazu. - Lepiej zapnij pasy, może trochę trząść - ostrzegł. - Chociaż... komu ja to mówię - dodał i puścił mi oczko.
___________________________________________
Przepraszam za spóźnienie - znowu.
Jak zwykle nie miałam czasu na napisanie rozdziału.
Korzystając z tego, że przez cały tydzień siedziałam w domu z chorobą, postanowiłam, że nie będę siedzieć zupełnie bezczynnie i coś nabazgram.
Rozdział nie jest zbyt długi, pisałam go jedynie przez dwa dni i prawie darowałam sobie poprawek.
Tak więc jest to dosyć spontaniczne dzieło.
Mam nadzieję, że wam się podoba. Ja jestem zadowolona.
Nie wiem czemu, ale zakochałam się w słowach Ashtona, które wam niżej zaczytuję.
 - Wiesz Ness, prawda bywa dobra. Może rozwiać niepewność i dać odpowiedź na wiele pytań - zaczął, a jego głos unosił się w prawie pustym pomieszczeniu. - Ale czasami może być bolesna i niezrozumiała.
Wydają mi się takie idealnie dopasowane do tego, o czym dowiecie się już niedługo. Powiązane jest to - rzecz jasna - z Isabelle.
Nie zabrakło również Luka. Ostatnio darowałam sobie wplątywania go w opowieść, ale tym razem nie mogłam się powstrzymać i pojawił się pod koniec. :))
Żeby nie zanudzać dodam, że na blogu: http://recenzje-blogow.blogspot.com/ znajduje się recenzja mojego fanfica. Zapraszam was do czytania, może znajdziecie tam jakąś opowieść wartą przeczytania. :))
Wydaje mi się, że zdążę z opublikowaniem dziesiątego rozdziału za tydzień. Już nie będzie spóźnień (mam nadzieję :D)
Do zobaczenia za tydzień
Ily x