środa, 21 stycznia 2015

Rozdział 6

  Ucisk dłoni przy oczach i ustach się zacieśniał. Próbowałam się jakoś wydostać. Na próżno. Po chwili przestałam się szarpać i znowu stałam w bezruchu. Podświadomie liczyłam na jakiś ratunek, błagałam w myślach, aby ktoś się zjawił, ktoś kto mógłby mi pomóc.
  - Masz pieniądze? - zapytał. Jego głos wydawał mi się dziwnie znajomy. - Pytam! Masz pieniądze?Nie, to niemożliwe.
  - Calum?! - udało mi się odezwać. Chłopak uwolnił mnie z uścisku. Przebiegłam na bezpieczną odległość. Czułam się strasznie. Bolała mnie głowa, byłam cała rozpalona, miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Przed sobą zobaczyłam dwie postacie. Przez panującą wokół ciemność nie widziałam ich twarzy, ale doskonale wiedziałam kim są. Stali zdziwieni wpatrując się we mnie.
  - Idioto! - wydarł się blondyn. - Mogłeś ją rozpoznać! - rozłożył ręce z wyrzutem.
  - Jest ciemno - zaczął się tłumaczyć brunet. - Poza tym myślałem, że grzeczne dziewczynki o tej godzinie siedzą w domu z rodzinką i jedzą wspólną kolację. Skąd miałem wiedzieć, że będzie się tutaj pałętać?
  - Nie jest, w cale, tak późno - wtrąciłam. - Możecie mi wytłumaczyć co wy do cholery wyprawiacie? - podeszłam bliżej, aby móc przyjrzeć się im z bliska.
Byłam jednocześnie wkurzona i zaciekawiona sensem i celem ich postępowania.
  Nie odezwali się. Stali z opuszczonymi głowami. Luke kopał leżące przy jego stopach kamyki. Obydwoje byli ubrani w czarne bluzy z kapturem założonym na głowę i obowiązkowe, również czarne, obcisłe spodnie. Nie mogłam dostrzec ich wzroku, gdyż oczy były przysłonięte ciemnymi okularami.
  - No mówcie, śmiało - zachęciłam ich. - Mowę wam odjęło?
  - Ty i tak tego nie zrozumiesz - powiedział Luke po dłuższej ciszy.
  - No ciekawe ile rzeczy jeszcze nie rozumiem?! - posłałam mu piorunujące spojrzenie.
  - Ness - odezwał się spokojnie Calum. - Przepraszamy. To, na serio, nie było celowe. Nic ci się nie stało?
  - Żyję - zapewniłam go oschle. - Chyba tylko dlatego, że jestem Ness. W innym wypadku pewnie leżałabym pobita, gdzieś w tych krzakach - wskazałam na gąszcz roślin po swojej prawej stronie.
Calum lekko się zaśmiał.
  - Nie chcieliśmy zrobić ci krzywdy. My po prostu... - zawahał się. - Potrzebujemy pieniędzy.
Zaśmiałam się histerycznie i zaczęłam klaskać w dłonie.
  - Dlatego okradacie niewinnych ludzi?! - wyszczerzyłam oczy. - Jesteście porąbani. Mocno porąbani - oznajmiłam i poszłam przed siebie.
  ,,Potrzebujemy pieniędzy" - cytowałam w myślach słowa bruneta. Pomyśleć, że przez cały czas uważałam go za osobę (w miarę) godną zaufania. Pomimo tego, że bywał uszczypliwy, nie widziałam w nim kogoś nieuczciwego. A jednak, pozory mylą, bo właśnie przed chwilą, próbował mnie okraść.
  Byłam już spory kawałek dalej, gdy ktoś złapał mnie za nadgarstek. Zatrzymałam się i odwróciłam.
  - Może cię odprowadzić? - zapytał Luke. Na jego twarzy malował się smutek i niepewność. - Jest ciemno, a jeszcze raz trafisz na kogoś takiego jak my - jego kąciki ust uniosły się lekko w górę.
  Calum stał tam gdzie wcześniej. Opierał się o murek i co jakiś czas wypuszczał z ust dym papierosa. Ohyda.
  - Ja sobie poradzę - uśmiechnęłam się fałszywie. - Popilnuj lepiej kolegi.
Blondyn głośno się zaśmiał.
  - Nic mu nie będzie - zapewnił mnie.
  - W to, akurat, nie wątpię. Co innego, kolejne osoby, które tędy przejdą.
  - Bez obaw. Calum czeka na kogoś. Nie wiem na kogo, ale najwidoczniej nie chce żebym z nim był, bo kazał mi cię odprowadzić - oznajmił. - Normalnie, bym na to nie poszedł, ale przecież taka piękna, młoda dama nie może się szwendać sama, w nocy, w tych okolicach.
Uniosłam kpiąco brwi. Jeśli Hemmings uważa, że polecę na coś takiego, to jest w wielkim błędzie.
  - Nie rozumiem was - pokręciłam przecząco głową i westchnęłam.
  - Co dokładnie? - uniósł jedną brew.
  - Raz atakujecie niewinne dziewczyny, a drugim razem proponujecie odprowadzenie do domu. Jesteście niemili, opryskliwi, wredni, a innym razem całkiem zabawni - wymieniałam. - A mówią, że to dziewczyny mają zmiany nastroju.
  - Mówisz, że bywam niemiły? - zaśmiał się.
  - A czy muszę to mówić? - uśmiechnęłam się cwanie. Obydwoje wybuchliśmy śmiechem.
  Pomimo tego, że Luke zachowywał się przyzwoicie podczas całej trasy do domu, traktowałam go z dystansem. Coś nie wieżę żeby, ot tak, zmienił swój stosunek do mojej osoby. Musiał mieć w tym jakąś korzyść. Może oprócz tego, że kradnie jest też gwałcicielem i skrycie pragnie mojego ciałka. Zaśmiałam się w duchu.
  Pod mój dom zaszliśmy w dwadzieścia minut. Światła w mieszkaniu były pozapalane, a na podjeździe stało srebrne BMW należące do Isabelle. Ciotka - jak podejrzewałam - już była w domu. No, ale telefonu odebrać nie łaska.
  - Nie wytłumaczysz mi dlaczego napadacie ludzi w poszukiwaniu hajsu? - zapytałam, stojąc przed frontowymi, drewnianymi drzwiami. - Nie możecie iść do roboty jak cywilizowani ludzie?
  - To długa historia. Może kiedyś ci opowiem, na kawie lub przy świecach? - uśmiechnął się szelmowsko.
  - To jakaś propozycja? - również się uśmiechnęłam. Chłopak już się odwrócił i odchodząc w stronę ulicy wzruszył ramionami.
  - Moooże - przedłużył. - Na razie Nessy - wypowiedział moje imię w bardzo seksowny sposób. Odwrócił się i puścił mi oczko. Poczułam, że się rumienię.
  - Na razie Hemmings - odpowiedziałam cicho, prawie niesłyszalnie. Wpatrywałam się w jego sylwetkę aż zniknęła w ciemnościach.

***

  Sobota zapowiadała się pięknie. Jak na październik było bardzo ciepło i słonecznie. Miałam w planach samodzielnie przejść się do szpitala, jednak Isabelle stwierdziła, że trasa jest zbyt długa żebym szła sama, a że miała dzisiaj wolne, postanowiła mnie podwieźć. Prawda jest taka, że to nie z jej dobrej woli, bowiem dzisiejszego dnia czeka ją sporo roboty papierkowej. Na wszelaki sposób próbuje oderwać się od pracy, aby mieć wymówkę na niewypełnienie obowiązków. 
  Odwiedzenie Lucy, dzisiejszego dnia, było dobrą decyzją. W domu, ciotkę czeka niezła harówka, Gaby wyjechała gdzieś z rodzicami, więc mi pozostałoby jedynie oglądanie filmów. Po ponad pięciogodzinnym maratonie filmów z DiCaprio, na prośbę przyjaciółki, miałam już dość telewizji. 
  Gdy podjechałyśmy pod szpital, Isabelle chyba z dziesięć razy pytała się mnie, o której po mnie przyjechać i prosiła abym do niej zadzwoniła w razie czego. Kiedy skończyła swoje kazania i odjechała, poszłam w stronę drzwi wejściowych wielkiego ośrodka opieki zdrowotnej. Podeszłam do lady, za którą stała średniego wieku, siwa kobieta. Przywitałam się grzecznie i zapytałam o Lucy.
  - Nessy? Kochanie, czy to ty? - kobieta wstała z miejsca i z uśmiechem przyglądała się mnie. - To ja, ciocia Harriet. Pamiętasz?
Oświeciło mnie. Harriet to starsza wolontariuszka, z która miałam styczność kiedy, kilka lat temu, regularnie odwiedzałam szpital. Opiekowała się mną, bardzo ją polubiłam. 
  - Nie wieżę! - podskoczyłam w miejscu. - Harriet. O mój Boże. Co ty tutaj robisz? - przytuliłam starą (dosłownie) znajomą.
  - Pracuję, głuptasku - odwzajemniła uścisk, trochę za mocno. - Przeniosłam się jakiś czas temu. A ty co tutaj robisz, dziecino? Tak dawno cię nie widziałam i nawet nie wiesz jak tęskniłam!
  - Wróciłam, już na stałe - na mojej twarzy zagościł szczery, szeroki uśmiech. - Isabelle dostała nową pracę. 
  - To cudownie! - klasnęła w dłonie. - A ty jak się trzymasz - zwinęła usta w podkówkę i pocieszycielsko pogładziła moje ramiona.
  - Jest dobrze - szepnęłam, a zaraz potem dodałam. - Chciałam się dzisiaj spotkać z Lucy - oznajmiłam.
  - Jedna nasza wolontariuszka się nią, na ogół, zajmuje... - zajęła poprzednie miejsce i przejrzała papiery. Oparłam się o blat. - Dzisiaj miało jej nie być, więc znaleźliśmy dla Lucy inną opiekunkę. 
  - O... - powiedziałam z zawiedzeniem i spochmurniałam. - Czyli nie mogę się z nią spotkać?
  - Ależ możesz! - uśmiechnęła się. - Pomyślałam tylko czy nie chciałbyś, może, odwiedzić pewnego chłopca? Leży sam cały dzień. 
  - Oczywiście - ożywiłam się. - Gdzie mam iść?
  - To tutaj - wskazała palcem drzwi naprzeciw nas. 
  Uśmiechnęłam się i poszłam przed siebie.
  Przez wielkie, szklane drzwi mogłam przejrzeć wszystko co znajduje się w pomieszczeniu. Wyposażenie medyczne było dość skąpe, podejrzewam, że to dlatego, iż chłopiec jest tutaj na badaniach i w celu odpoczynku. Weszłam do pustej sali i zajęłam miejsce na krześle. Było całkowicie pusto, co mnie trochę zdziwiło. Harriet mówiła, że chłopiec leżał w łóżku cały dzień, dziwne, że tak nagle zniknął.
  Podeszłam do wielkiego okna - mogłabym powiedzieć, że szklanej ściany - i zaczęłam przyglądać się ludziom znajdującym się na zewnątrz. Dziewczyna biegła w stronę, gdzie stali jej uradowani rodzice. Przytuliła się najpierw do - prawdopodobnie) mamy, a później taty. Kąciki moich ust uniosły się w uśmiechu. Miałam wrażenie, że słyszę ich śmiech i odczuwam taką samą radość co oni, pomimo tego, że nie miałam bladego pojęcia co się stało i z czego się tak cieszą.
  - Widzisz?! O tym właśnie mówiłem - usłyszałam za sobą znajomy głos. Doskonale wiedziałam do kogo należał.
______________________________________
Tak! Jest rozdział 6. Podoba się? Mi osobiście średnio. Planowałam go już wcześniej i wydawał mi się świetny, ale jakoś nie miałam weny i wyszedł jak wyszedł. W każdym razie nie jest tak źle. Następny rozdział będzie dosyć... prywatny (?) Nie wiem jak to nazwać, w każdym razie chodzi mi o to, że Nessy będzie mogła - WRESZCIE - prywatnie i na spokojnie porozmawiać z Lukiem. Poznacie go bliżej i dowiecie się wiele ciekawostek z nim związanych. Siódmy rozdział to już ten, w którym bohaterowie wreszcie zaczynają się przed sobą otwierać i rodzi się miłość między nimi. Tak, powoli powstaje Lussy (aww jak słodko) ♥ Oczywiście nie bądźcie tacy hop do przodu! Nie tak od razu się zejdą :D
Okej. Rozdziały miały pojawiać się co niedziela, niestety doszłam do wniosku, że nie wyrabiam z ich napisaniem więc postanowiłam, że będę je wstawiać w każdą środę.
JEST JUŻ WERSJA REVERSION NA WATTPADA :D
Zapraszam was tutaj: http://www.wattpad.com/story/31008664-reversion
Komentujcie, gwiazdkujcie i dodawajcie do bibliotek misie :)))
Coś spadłam z komentarzami na blogu. Jeśli możecie, to proszę - klęczę - dodajcie komentarz. To strasznie motywujące, serio :)))
Wydaje mi się, że już wszystko napisałam. Było coś o rozdziale, o wattpadzie i były błagania o komentarze :D
Trzymajcie się ciepło :))
ily x

9 komentarzy:

  1. Czekam na kolejny rozdział.Zaciekawiło mnie to dlaczego chłopcy tak bardzo potrzebują pieniędzy.

    OdpowiedzUsuń
  2. No więc... Wspaniałe!
    Tylko... Po jasną cholere Luke i Calum okradają niewinne dziewczynki w parku?! XD
    Naprawdę mi się podoba! :)
    @SosyMoimiBogami <3
    Do następnego! xx

    OdpowiedzUsuń
  3. PERFEKCYJNIE sujdhfuisdgfds! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega rozdział...nie wiem co powiedzieć....czekam.na NN i zycze wenyy <3

    OdpowiedzUsuń
  5. WOW! świetny rozdział,zresztą i jak całe opowiadanie! Dodaje się do obserwatorów i nie mogę doczekać się następnego ;)
    http://justbeplfanfic.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaciekawiło mnie te opowiadanie, czekam na kolejny rozdział.

    Pozdrawiam i zapraszam http://klaudiaczytarecenzuje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie piszesz! Czekam na następny rozdział! Na pewno będę czytać! :)
    @kasixxxxd

    OdpowiedzUsuń
  8. Dlaczego oni kradna :'(
    Świetny rozdział
    Życzę weny :-*

    OdpowiedzUsuń