Pobyt w szpitalu nigdy nie kojarzył mi się pozytywnie.
Budynek sam w sobie przypomina mi wszystkie wydarzenia sprzed kilku lat. Nie lubię wspominać złych chwil, jak raczej każdy, dlatego
zawsze trzymałam się z dala od miejsc powiązanych z moją
przeszłością. Szpital, akurat jest takim miejscem. Idąc przez
korytarze, mijając sale, w których widzę tych wszystkich ludzi,
miałam przed oczami ten nieszczęsny
widok.
„Lekarze ciągnęli wózek na którym leżała
postać okryta błękitnym materiałem. Nie widziałam jej twarzy,
ale doskonale wiedziałam kim jest. Najważniejsza osoba w moim
życiu, została przewieziona z miejsca wypadku, do tego samego
szpitala, w którym i ja się znajduję. Teraz pewnie wykonują wiele
zabiegów reanimacyjnych, na wszelki sposób próbują przywrócić
jej życie. A ja...? Ja stoję przed drzwiami sali operacyjnej i
czekam. Czekam aż lekarze wyjdą i oznajmią mi czy moja mama żyje
czy też nie. Chociaż ja i tak wiem, że jej już ze mną nie ma.
Opuściła mnie. Najgorsze jest to, że nawet nie miałam okazji się
z nią pożegnać. Nie miałam choćby minimalnej szansy żeby
powiedzieć jej, że ją kocham, że jest dla mnie ważna i pomimo
tego, że odchodzi zawsze będę miała ją w sercu. Mam nadzieję,
że ona i tak o tym wiedziała.
Po moich policzkach spływały gorące łzy. Nie
wycierałam ich, dałam im swobodnie spłynąć po twarzy, aż moja
koszulka stała się cała mokra od słonego płynu. W myślach
liczyłam oddechy, chciałam, żeby ktoś już wyszedł zza tych
cholernych drzwi. Tak też się stało. Wysoki mężczyzna, ubrany w
długi fartuch, popatrzył na mnie ze smutkiem w oczach. Teraz już
wiedziałam, że nie wynika z tego nic dobrego. „Twoja mama...jest
w lepszym świecie” - to jedyne słowa, które od niego
usłyszałam.”
- Hej, Nessy – koleżanka wyrwała mnie z rozmyślań.
- Ty mnie w ogóle słuchasz?
- Tak, jasne – potrząsnęłam głową.
- W takim razie o czym teraz mówiłam? - brunetka
przystanęła i oparła rękę na boku.
Wyczekiwała na moją odpowiedź, której nie otrzymała
gdyż podszedł do nas niewiele starszy chłopak w stroju lekarza. W
tej chwili zastanawiałam się czy to faktycznie był kostium czy
przyjmują tak młodych lekarzy. A może on tylko wygląda tak młodo?
- Kogo szukasz tym razem, Gabriello? - zwrócił się do
brunetki i uśmiechnął się szeroko.
- Oh, Ashton – zaśmiała się dziewczyna. - Razem z
Ness idziemy odwiedzić Lucy.
- Z tego co słyszałem, ktoś już ją dzisiaj odwiedza
– podrapał się po głowie, na której panował nieład. Proste
włosy były zmieszane z śmiesznymi loczkami w kolorze ciemnego
blondu.
- Mniejsza z tym – Gaby machnęła ręką. - Im nas
więcej tym lepiej – uśmiechnęła się w stronę chłopaka.
Ashton zaprowadził nas pod drzwi jednego z oddziałów,
posłał ciepły, szeroki uśmiech i zostawił same. Brunetka weszła
nieśmiało do środka, a ja tuż za nią. Ku naszemu zdziwieniu w
pomieszczeniu nie było nikogo z wyjątkiem małej dziewczynki.
- Gaby, cześć! - krzyknęła Lucy i wyciągnęła
rączki w stronę koleżanki. Na moje oko miała około siedem lat.
- Cześć skarbie – przytuliła ją brunetka. - Jesteś
sama?
- Już nie jestem – zaśmiała się słodko. -
Przyszłyście.
- Poznaj Nessy – koleżanka przedstawiła mnie
dziewczynce. - Dzisiaj, we dwie się z tobą pobawimy.
- W takim razie, ty też musisz kogoś poznać –
zwróciła się do mnie i wyjęła spod kołdry pluszaka –
białego misia. - Nazywa się Księżniczka – podała mi zabawkę.
W progu drzwi, ponownie stanął Ashton. Miał problem,
gdyż poprosił o pomoc Gaby, w sprawie o jakiej nie miałam pojęcia.
Dziewczyna oznajmiła, że niedługo wróci i zostawiła mnie samą.
Samą z małą, drobną dziewczynką bez włosów, chorą na raka,
która w tym momencie opowiadała mi historię związaną z jej
ulubionym misiem. To dziwne uczucie mieć do czynienia z dzieckiem,
które od najmłodszych lat zostaje uświadomione o nadchodzącej,
własnej śmierci. Co zabawne, Lucy była normalna. Rozmawia, śmieje
się, uśmiecha. Pragnie kontaktu z ludźmi, obojętnie jakimi. Nie
tak wyobrażałam sobie dzieci z rakiem.
- Luke! - krzyknęła dziewczynka.
Mimowolnie odwróciłam wzrok. Zobaczyłam wysokiego
blondyna, ubranego w czarne obcisłe spodnie z dziurami na kolanach i
bluzkę z logiem zespołu. Jego wargę zdobił drobny kolczyk.
Chłopak wydawał mi się znajomy. Przysięgam, że kiedyś już go
gdzieś widziałam.
- Hej, mała – pomachał w stronę Lucy. -
Przeszkodziłem...
- To Nessy – przerwała mu dziewczynka. - Zostań z
nami!
- Jeśli nie przeszkadzam...? - popatrzył w moją
stronę.
- Jasne, że nie – uśmiechnęłam się delikatnie. -
Siadaj – wskazałam na krzesło.
- Często tu przychodzisz? - spytałam siedzącego
naprzeciwko blondyna.
Pielęgniarka wyprosiła nas z sali, w której
przebywaliśmy z Lucy. Stwierdziła, że musi zrobić jakieś
potrzebne badania, podać leki czy coś w tym stylu. Przenieśliśmy
się, więc, do niewielkiego bufetu. Gdyby nie to, że przyjechałam
tu z Gaby, której nie ma już od ponad godziny, prawdopodobnie
pojechałabym już do domu. Nie znam drogi powrotnej, nie bardzo
odnajduję się w tym mieście po powrocie z Gold Coast, a Isabelle wraca,
jak zwykle, późno więc jedyne co mogę w tej sytuacji zrobić to
czekać na koleżankę.
- Tak szczerze, to dosyć często – sięgnął po
butelkę wody leżącej na stole. - A ty? Widzę cię pierwszy raz.
- Fakt, nie przepadam za szpitalami – przygryzłam
policzek. - Tak szczerze to jestem tu pierwszy raz. Niedawno się
wprowadziłam.
- Do szpitala, mieszkasz tu? - zaśmiał się
odsłaniając rząd białych zębów. Wywróciłam oczami. - Ja też
nigdy nie przepadałem za szpitalami. Do czasu, aż stały się
moja codziennością - spoważniał.
- Codziennością? - spytałam z ciekawości.
- Tak, ale mniejsza z tym – zbył moje wścibskie
pytanie,. W sumie czemu mam się dziwić? Jestem mu zupełnie obca.
- Kiedyś szpitale kojarzyły mi się wyłącznie z umieraniem.
Teraz z pewnego rodzaju szansą na nowe życie.
- Chyba cię nie rozumiem – pokręciłam głową.
- Komu ja to tłumaczę? - westchnął. - Ludzie,
którzy trafiają do szpitala, często otrzymują nowe życie w
prezencie. Udaje się ich uratować przed śmiercią.
- Niekoniecznie – w moich oczach wezbrały się łzy
na powrót wspomnień. Teraz były silniejsze. Na tyle silne, że
nie udało mi się hamować spływających po policzkach, drobnych
łez.
Wstałam z miejsca i poszłam szybkim krokiem przed
siebie. Nie chciałam żeby ktokolwiek mnie zobaczył. Pragnęłam
pobyć przez chwilę sama. Jak na złość – poniekąd –
natknęłam się na Gaby. Przez cały czas, kiedy w myślach,
błagałam o to aby przyszła – nie było jej. Teraz, kiedy
wolałabym zostać sama – zjawiła się.
- O matko, Ness – złapała mnie za nadgarstek. - Co
się stało?
- Nieważne, Gaby – wytarłam kilka spływających
łez. Udało mi się jakoś uspokoić. - Możesz odprowadzić mnie
do domu?
- Oczywiście – brunetka nie zadawała więcej pytań.
Już ją lubię.
- Przepraszam cię, że tak długo mnie nie było –
mówiła to już dziesiąty raz, dosłownie.
- Hej, spokojnie – pocieszyłam ją. - Mówiłam ci,
że nic się nie stało.
Dziewczyna już tłumaczyła się z jej zniknięcia.
Podobno ktoś poprosił ją o opiekę nad małym
dzieckiem.
Nie byłam na nią zła. Byłam zła na siebie, że nie postanowiłam na własną rękę znaleźć drogi powrotnej. Droga do domu okazała się tak prosta, że trafiłabym tu bez niczyjej pomocy. Oszczędziłabym sobie, przynajmniej, rozmowy z chłopakiem. Jednak nie mogę go winić za to co powiedział. W końcu mnie nie znał, o niczym nie wiedział.
Nie byłam na nią zła. Byłam zła na siebie, że nie postanowiłam na własną rękę znaleźć drogi powrotnej. Droga do domu okazała się tak prosta, że trafiłabym tu bez niczyjej pomocy. Oszczędziłabym sobie, przynajmniej, rozmowy z chłopakiem. Jednak nie mogę go winić za to co powiedział. W końcu mnie nie znał, o niczym nie wiedział.
- Co robiłaś kiedy mnie nie było? - zapytała
brunetka, wlepiając wzrok w telewizję.
- Nic ciekawego – zaczęłam. Zastanawiałam się czy
powiedzieć jej o blondynie. W końcu może go znać i powie mi kim
jest. Z drugiej strony na co mi to wiedzieć?! - Rozmawiałam z...
takim jednym.
- Oh! - ożywiła się. - Jak wyglądał, przystojny? O
czym gadaliście?
- Wysoki, blondyn, niebieskie oczy. Rozmawialiśmy o
szpitalach i o tym jak je postrzegamy, z czym nam się kojarzą.
- Interesujące, nie powiem – zaśmiała się. - A
dlaczego się popłakałaś? - zboczyła z tematu.
- Przypomniałam sobie coś... - zawahałam się. - Coś
niefajnego.
- Mam nie pytać – stwierdziła.
- To dosyć prywatne – w pokoju zrobiło się
chłodniej więc okryłam się kocem. - Powiem ci jak będę
gotowa.
- Oczywiście – uśmiechnęła się.
______________________________________
Wydaje mi się, że ten rozdział wyszedł mi najlepszy miarowo. Nie jest króciutki jak poprzednie, ale też nie zbyt długi. Idealnie. Okay, nie myliliście się, w tym rozdziale mamy Luke'a i Ashton'a. Ashton aka lekarz. Zadziwiam, wiem. :D Zobaczycie co będzie dalej. Powiem jedynie tyle, że coraz bardziej zbliżamy się do jakiejkolwiek a-k-c-j-i w tym fanfiction. Może nie w następnym rozdziale, ale już w piątym, owszem :) Mam nadzieje, że się cieszycie.
Znowu proszę o komentarze, opinie, porady itd. itp. Zastanawiam się ile osób czyta moje wypociny, dlatego każdego proszę o komentarz.
A tak na końcówkę, skoro dzisiaj wypada nowy rok to życzę wam skarby wszystkiego najlepszego w 2015. Powodzenia w szkole, dużo zabawy i spełnienia marzeń!
Do zobaczenia :))
Ily x
Świetne <3 <3 <3 *.*
OdpowiedzUsuńJejciu jaki mega rozdział....ciesze sie ze wreszcie pojawil sie Luke i Ash czekam jeszcze na Michaela xxd....rozdzial jest super....nie mg sie doczekac kolejnego....
OdpowiedzUsuńTobie zycze zeby ten rok byl lepszy, spelnienia marzen, zdrowia, duzo chlopakow i wgl spelnienia.marzen.
Życze wenyy <3
podoba mi się <3 i mój perfekcyjny Lukeyyy ♥ Życzę weny, no bo czego innego? :O czekam na nexta :* /S. ♥
OdpowiedzUsuń