środa, 14 stycznia 2015

Rozdział 5

 Ten rozdział, na prośbę, dedykuję: Tini Gomez
Serdecznie was zapraszam na jej bloga :)) 
________________________
 Obudziłam się jak co dzień, kilka minut po siódmej. Zjadłam błyskawiczne śniadanie razem z Isabelle, która jak zwykle, w pośpiechu szykowała się do pracy. Podziwiam tę kobietę, w dwadzieścia minut potrafi się ubrać, pomalować, uczesać, zjeść śniadanie i jeszcze pozmywać po posiłku.
  Weszłam do toalety i wzięłam poranny prysznic, następnie włożyłam na siebie ulubioną parę jeansów, t-shirt i koszulę w kratę. Mundurka na moje szczęście, jeszcze nie otrzymałam więc mogłam ubrać się w co tylko zechcę. Wykonałam jeszcze kilka podstawowych, człowieczych czynności i byłam gotowa do wyjścia. Zarzuciłam na siebie skórzaną kurtkę i założyłam trampki. Wychodząc z domu zamknęłam drzwi na klucz i wbiegłam na podjazd. Na szczęście już przestało padać i mogłam spokojnie przejść się do szkoły.
  Na podjeździe stał czarny mercedes. Trudno nie zgadnąć do kogo należał. Zobaczyłam rozsuwające się okienko, a w środku pojazdu siedział uśmiechnięty Calum.
  - Limuzyna przyjechała! - krzyknął i głośno się zaśmiał.
  - To od teraz będziesz przyjeżdżał po mnie codziennie, mam rozumieć?! - zapytałam podchodząc w kierunku samochodu.
  - No jasne - potwierdził. - A przeszkadza ci to?
  - Oczywiście, że nie - powiedziałam zajmując miejsce z tyłu.
  Na przodzie, od strony pasażera siedziała Gabriella. Nie zdziwiła mnie jej obecność. Mogłam się tego spodziewać. Przywitałam się z koleżanką i zapięłam pasy. Brunet obserwując co robię zaczął kręcić głową i śmiać się pod nosem. Wywróciłam oczami.
  - Calum... - zaczęłam. - Twój kolega pozwala ci jeździć jego samochodem?
  - Wiesz, to nie do końca jego samochód - oznajmił. - Jest wspólny.
  - Tak, ale to Luke go utrzymuje, płaci za benzynę i jeździ do mechanika w razie potrzeby - Gaby zaśmiała się ironicznie. - Dla ciebie jest tylko ,,przynętą na laski" - zaznaczyła cudzysłów palcami.
  - Ale przynajmniej wiem, że działa - uśmiechnął się cwanie.
Usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu. Calum wyjął z kieszeni spodni czarnego iPhone'a.
  - Aha! O wilku mowa - powiedział odbierając połączenie. - Co jest Lukey? Pali się czy co?
Z ich telefonicznej rozmowy słyszałam jedynie tłumaczenia bruneta, który ,,tylko pożyczył samochód na chwilę", oraz który ,,zaraz przyjedzie pod dom i zawiezie Hemmingsa do szkoły".
  - Okay dziewczyny, zmieniamy kierunek. Mam nadzieję, że nie przeszkodzi wam jak się chwilę spóźnimy?! - zapytał, chociaż nasze zdanie jest mu, pewnie zupełnie, obojętne. Dlatego też nie zaprzeczyłam, bo wiedziałam, że nie miałoby to żadnego wpływu na działanie chłopaka.

  Siedziałam w milczeniu przez całą drogę w obie strony. Hemmings wchodząc do samochodu, zdziwił się widząc mnie i Gaby w towarzystwie Caluma. Okej, obecność Gaby pewnie go nie zdziwiła, co innego moja. Wymienił z brunetem kilka zdań z wyraźnie wyczuwalnymi podtekstami, a przez resztę drogi siedział cicho. Skulony, w tych swoich ciemnych okularach wpatrywał się w przestrzeń za oknem pojazdu.
  Po dość gwałtownym hamowaniu - na skutek czego Luke wkurzył się doszczętnie na Calum'a i chyba z dziesięć razy okrążył cały samochód, w poszukiwaniu jakiejkolwiek rysy - ruszyliśmy w stronę  drzwi wejściowych szkoły. Na moje nieszczęście pierwsza lekcja przypadała mi wraz z tymi dwoma palantami. Nauczyciel angielskiego zmierzył nas wzrokiem, kiedy spóźnieni wchodziliśmy do sali. Zajęłam miejsce z przodu zaś Cal i Luke poszli - jak zwykle - na tyły. Też mi niespodzianka.
  Cały dzisiejszy dzień zleciał niebywale szybko. Na przerwach widziałam się z Gaby zaś na większości lekcji musiałam wytrzymywać głupie zachowanie chłopaków. Serio, nie rozumiem, co Gaby widzi w Calumie? Straszny z niego dzieciak... Bardzo przystojny dzieciak.
  Pod koniec zajęć zeszłam szybko na dół natykając się po drodze na koleżankę.
  - Co powiesz na wypad do Starbucks'a? - zapytała kiedy wychodziłyśmy ze szkoły.
  - Czemu nie? Mam ochotę na mrożone Carmel Macchiato - rozpłynęłam się na myśl o pysznym napoju. 
  Gaby klasnęła w dłonie i podskoczyła w miejscu. 
  Przeszłyśmy przez park dyskutując na temat najlepszego smaku gorącego Latté. Do kawiarni dotarłyśmy w niecałe dwadzieścia minut. Otworzyłam szerokie drzwi wejściowe i zaczęłam rozkoszować się cudownym zapachem kawy. 
  Przyjaciółka zajęła nam miejsce przy oknie, a ja, w tym czasie poszłam złożyć zamówienie na dwie pyszne, mrożone macchiato, w rozmiarze Grande. Kasę obsługiwał wysoki chłopak, którego kolor włosów - z niewiadomych powodów - jest czerwony. 
  - Poproszę dwa mrożone Carmel Macchiato Grande, na miejscu - poprosiłam.
  - Się robi, proszę podać imię - sięgnął po dwa kubki z logiem Starbucks'a - czyżby Destiny Hopkins? - uśmiechnął się odsłaniając rząd białych zębów. 
  Spojrzałam się na chłopaka. Skąd on mnie zna? 
  - Michael Clifford?! - zaśmiałam się głośno.
  Michael to mój najlepszy przyjaciel z dzieciństwa. Chodziliśmy razem do przedszkola, później do podstawówki. Byliśmy dla siebie jak rodzeństwo. Wszędzie chodziliśmy razem, do czasu tego nieszczęsnego wypadku. Urwaliśmy ze sobą kontakt. Pomimo, że Mikey za wszelką cenę próbował się ze mną skontaktować: dzwonił, przychodził pod dom, pisał; ja zachowałam się jak egoistka i miałam go gdzieś. Pewnego dnia telefony przestały dzwonić, facebook się nie odzywał, przed domem nikt nie stał. Tego dnia byłam pewna, że go straciłam. 
  - Kurczę, coś ty najlepszego zrobił? - zapytałam wskazując na włosy. - Gdzie podział się ten uroczy blondyn, którego pamiętam?
  - A może: ,,Cześć Michael, tęskniłam. Co u ciebie"? - założył ręce na piersiach. - Dziewczyno, nie widzieliśmy się ze trzy lata! A ty przejmujesz się kolorem moich włosów?!
  - Przepraszam - przytuliłam go mocno.- Ale dlaczego to zrobiłeś? 
  - Czasami człowiek potrzebuje zmian - spoważniał. - I te zmiany bywają radykalne. Coś o tym wiesz, prawda?
  Przygryzłam policzek i spuściłam wzrok. Michael wydawał się być zmartwiony. Trudno się dziwić, dlaczego. Jego niedoszła przyjaciółka, która po stracie matki wpadła w (nie wiem jak to nazwać) chorobę psychiczną, depresję i wyjechała za miasto, pewnego, w miarę słonecznego, dnia pojawia się w Starbucks'ie prosząc o kawę dla dwóch osób. Zupełnie jakby nic się nigy nie stało.
  - Jak się trzymasz? - zapytał z troską stawiając na blacie dwa kubki z zimnym napojem.
  - Bywało gorzej - wzruszyłam ramionami. - Myślałam, że będzie strasznie. A jednak, jest całkiem dobrze.
  - A co u Isabelle?
  Clifford zna Is od małego. Kiedyś była jego opiekunką, jeszcze przed pójściem na studia prawnicze. Dorabiała sobie na opiece małego Michaela, który ją uwielbiał. Zawsze traktował ją jak ciocię, nawet w taki sposób się do niej zwracał.
  - W wakacje dostała propozycję pracy w pobliskiej kancelarii prawniczej. To z tego powodu wróciłyśmy. Mieszkamy w jej starym domu. Jej i Chrisa, chociaż rozwiedli się jeszcze przed naszym wyjazdem do babci - upiłam łyk kawy.
  - Mhm - kiwnął głową opierając się na blacie. - A jak tata?
Zamarłam.
  - Nie utrzymuję z nim kontaktu, nie chcę mieć z nim do czynienia - oznajmiłam oschle jakby wyssano ze mnie wszystkie emocje. Tak też się czułam.
  - Rozumiem, przepraszam - poruszył się i przysunął kubki kawy w moją stronę. - Weź, bo lód stopnieje - zażartował.
  Zrobiłam to co polecił. Na jednym z piankowych kubeczków zauważyłam napis ,,Gaby".
  - Nie podawałam ci, jej imienia - wskazałam na koleżankę siedzącą naprzeciw nas.
  - Przychodzi tu tak często, że doskonale pamiętam jej imię - puścił mi oczko.

***

  Szybkim krokiem szłam przez, już mijany dzisiaj, park. Niewielkie krople deszczu spadały na moją głowę i ubrania. Jak zwykle nie pomyślałam o zabraniu parasolki lub chociażby kurtki z kapturem. Godzina dwudziesta i już ciemno, a Ness musi sama wracać do domu. Teoretycznie Isabell kończyła pracę w tych godzinach jednak dodzwonienie się do tej kobiety jest równe z niemożliwym.
  Pomyśleć, że zwykłe wyjście na kawę zajmie nam aż cztery godziny. Gaby, non stop, nawijała o zbliżającej się imprezie jakiegoś chłopaka z naszej szkoły. Co oczywiste jej największym dylematem jest - w co się ubierze. Mówiła również o swojej nienawiści do Kelsey Gilmore i o tym, że ,,w cale nie podoba jej się Calum". Nie omieszkała się przepytać mnie z obejrzanych, wczorajszego wieczora, filmów z Leonardem DiCaprio. Najbardziej interesującą z jej wieści było to, że nie może przyjść w sobotę na spotkanie z Lucy. Postanowiłam więc, że ja zastąpię.
 Wychodząc z parku uświadomiłam sobie, że przez całą drogę słyszę, ten sam, szelest. Wcześniej nie wydawało mi się to dziwne, myślałam, że to liście na drzewach. Teraz kiedy w moim otoczeniu były same domy i kamienice, dźwięk stał się nienaturalny.
  Obróciłam głowę i przyjrzałam się dokładnie trasie, którą pokonałam. Na mojej drodze nie znajdowało się nic, co mogłoby wydawać ten odgłos. Zapadła cisza. Po moim ciele przeszedł niemiły dreszcz. Odwróciłam się i przyspieszyłam kroku. Nagle poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Ktoś przysłonił mi oczy i usta. Nie mogłam nic powiedzieć, choćby krzyknąć. Stałam nieruchomo w objęciach nieznanego oprawcy. Nie wiedziałam co mam zrobić, więc czekałam. Jedyne co poczułam to, coraz częstsze i mocniejsze, uderzenia kropli deszczu w czoło.
_______________________________________________
Omg, omg, omg. Tym rozdziałem pobiłam samą siebie. Jest długi i w sumie, nawet mi się podoba. Mam nadzieję, że wam również. Tak, znowu spóźnienie. Długie bo aż trzydniowe. A tak się zarzekałam, że dodam nawet wcześniej. Przepraszam was bardzo, ale tak ze mną już bywa haha :D Postaram się poprawić.
Nie będę was męczyć długimi kazaniami, jak z resztą zawsze. Chciałam was tylko zachęcić do obejrzenia świetnego zwiastuna:klik i wzięcia udziału w dwóch ankietach po lewej stronie.
Mój blog został zaszczycony nominacją do Liebster Blog Award. Jestem mega szczęśliwa bo nominacja bardzo dobrze wpłynęła na popularność Reversion. Czternaście komentarzy pod czwartym rozdziałem i dwukrotny skok w liczbie odwiedzin to dla mnie wysoki wynik :D Bardzo wam dziękuję ♥
Nadal jednak będę wam truła tyłek, prosząc o komentarze. Uwielbiam je czytać, są takie motywujące *O*

8 komentarzy:

  1. Meeega mi się podoba :D W sumie niby mało się dzieje w tym rozdziale, a akcjo zaczyna się ana samiusieńkim końcu, dlatego też nie mogę się jeszcze bardziej doczekać następnego rozdziału *O*
    S. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu, ale się dzieje...jeszcze to spotkanie Mikeya i Ness po prostu fajnie zaplanowane...przyjaciele i wgl duper..nie.moge doczekac sie kolejnego rozdzialu....
    Zycze wenyy <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest świetny <3 jeszcze ta końcówka <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebiste masz dziewczyno talent do pisania...
    Niemoge się doczekać 6 rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę ci przyznać,że masz talent!!Świetnie piszesz opowiadanie bardzo mi się podoba. ♥
    Końcówka jest taka taka no....WOW!! Czekam na next. Zapraszam cię na mojego bloga:http://simply-life-agata-opowiadanie-1d.blogspot.com/
    Liczę na twoją opinię ♥
    Pisz dalej bo robisz to świetnie życzę weny i podrawiam.

    Agata ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Śliczne to *.* Uwielbiam Twój styl pisania :) bardzo zaciekawiłaś mnie tą historią :)
    Czekam na next !
    Życzę dużo weny :)
    Zapraszam: defend-zaynmalik.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku dziękuję za dedykację (odwdzięczę się) ♥
    Rozdział cudowny . Nie ma błędów ani żadnych powtórzeń :3
    Końcówka jest zajebista więc szybciutko pisz mi next'cika bo nie wytrzymam ♥
    Życzę ci dużo wenyy i buziole ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. jejuuu! kocham! ♥
    czytam od początku ale dopiero tu zostawiam ślad ;p
    kotek jesteś świetna i masz MNIE! nowego czytelnika ;*

    OdpowiedzUsuń