Dwa lata później.
- Znów tu jesteśmy. Cieszysz się? - głos Isabelle przerwał panującą ciszę w samochodzie. Piękna blondynka z
szerokim uśmiechem patrzyła się na mnie wyczekując odpowiedzi.
Liczyła na potwierdzenie, rzecz jasna. Niestety, nie cieszyłam się.
Doprawdy nienawidziłam Sydney. To – do tej pory – ostatnie
miejsce, które pragnęłam odwiedzić, a co gorsza zamieszkać tu na
stałe.
- No jasne - rzuciłam krótko przez zaciśnięte zęby.
Nie mam siły dyskutować na temat: ,,dlaczego Ness nie cieszy się z
powrotu do domu”. Ciotkę jak widać zadowoliła moja, jakże w
zupełności szczera odpowiedź gdyż powróciła do prowadzenia
pojazdu w milczeniu. Isabelle doskonale wiedziała, że Sydney przypomina mi o tych wszystkich wydarzeniach sprzed trzech lat, o których pragnęłam zapomnieć. Z drugiej strony ona jak nikt
inny wiedziała co przeżywałam po stracie mamy Straciła własną siostrę czyli bardzo ważną cząstkę siebie.
Moja rodzicielka była również najlepszą przyjaciółką Is i na odwrót.
Obie wspierały się w każdej chwili, utrzymywały stały kontakt
nawet po tym jak wyszły za mąż. Dlatego właśnie po wypadku
ciotka bez gadania wzięła mnie do siebie, pomimo tego, że facet ją
zostawił, a jej ledwo starczało na najpotrzebniejsze rzeczy.
Zaopiekowała się tym działającym na nerwy, samolubnym bachorem,
wyprowadziła się z nim na dwa lata do innego miasta aby poprawić
się finansowo, a teraz znów wraca na stare śmieci. Różnica jest
taka, że ten bachor nie ma szesnastu, a osiemnaście lat.
Samochód zatrzymał się przed sporym domem. Jest
dokładnie taki, jaki mam w pamięci. Ściany budynku wprawdzie
zszarzały, okna są zabrudzone, a podjazd jest zasyfiony zgniłymi
liśćmi. Wysiadłam z samochodu i weszłam do mieszkania. Widok mnie
zdziwił, pozytywnie zdziwił. Spodziewałam się wielkich pajęczyn
zwisających z sufitu i wielkiego smrodu
stęchlizny. Zastałam normalne, tylko zakurzone mieszkanie.
Sięgnęłam po dwie, dość spore walizki stojące
nieopodal drzwi i ostrożnie ruszyłam w stronę pokoju, który
zasiedliłam kiedy ostatnio tutaj mieszkałam. Tutaj też, o dziwo, prawie w ogóle się nie zmieniło. Fioletowy kolor na ścianach,
wielkie łóżko z wieloma poduszkami, milion zakurzonych pluszaków.
- No nic się nie zmieniło – Isabell przejrzała
wzrokiem pomieszczenie.
- Niestety. Miałaś okropny gust, wiesz?! -
wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- To nie ja bawiłam się w dekoratora – posłała mi
sójkę w bok. - Wszystko robota Chrisa.
- Widzisz, nie masz się czym przejmować. Na co ci
facet z kiepskim gustem dekoratorskim?
- Pewnie chciałabyś zmienić? - usiadła na łóżku
przygryzając policzek.
- Is, daj spokój. Za niedługo się wyprowadzę -
spojrzałam na nią i wysiliłam się na uśmiech. - Nie spędzę
całego życia na twoim utrzymaniu.
- Zostało ci jeszcze kilka lat nauki. Serio chcesz
kisić się wśród... - machnęła ręką. - Tego?!
- Jeśli ma tutaj dojść do jakiegokolwiek remontu to
tylko i wyłącznie z mojej kieszeni. Okay? - siedziałyśmy przez
chwilę w milczeniu.
- Schodzisz na kolację? - Wstała i ruszyła w stronę
drzwi.
- No jasne, zaraz zejdę.
Isabelle nakrywała do stołu nucąc pod nosem jakąś
nieznaną mi piosenkę, która leciała w radiu. Postanowiłam jej
pomóc, więc wzięłam od niej talerze i położyłam na stole.
- Smacznego – życzyła mi ciocia, a następnie
zabrałyśmy się za jedzenie.
Tosty z nutellą i bananami –
moje ulubione. Przynajmniej jedna dobra rzecz tego dnia.
- Is... - zaczęłam, zbierając naczynia po kolacji. -
Co ze szkołą?
- W poniedziałek wracasz – oznajmiła blondynka,
wkładając zebrane przeze mnie naczynia do zlewu. - Musisz tylko
wypełnić pewien formularz i donieść im w najbliższym czasie.
- Jaki znowu formularz?! - westchnęłam ciężko.
- Sama zobacz. Jest w mojej torebce – wskazała palcem
na przedmiot.
- Imię, nazwisko, data urodzenia, choroby, uczulenia...
- wymieniałam. - Podpis lekarza? Nie gadaj, że będę musiała
się włóczyć po przychodniach?!
- Na to wygląda – stwierdziła świdrując wzrokiem
po kartce.
Cudownie.
___________________________________
Wiem, wiem, tym rozdziałem trochę przynudziłam. Niestety jakiś wstęp musi być. W następnych rozdziale trochę więcej się dzieje, nie ukrywam. W sumie mogłam to wszystko umieścić tutaj, ale nie wiem czy przepadacie za dłuższymi rozdziałami. Wszystkie zażalenia, zastrzeżenie itp. proszę umieszczać w komentarzach. Potrzebuję waszych opinii, gdyż nie wiem czy kontynuowanie tego fanfica przyniesie coś pozytywnego, czy będą to rozdziały pisane wyłącznie dla mnie.
Kurczę, im dłużej to czytam tym bardziej jestem zdania, że po tak genialnym (ach ta skromność) prologu strasznie spaprałam pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że się nie zraziliście. Obiecuję, z ręką na sercu, że następne rozdziały będą lepsze.
Buziaczki miśki. Już jutro kolejny rozdział :)))
ily x
Mnie się podoba ;)
OdpowiedzUsuńOoo mega rozdział i zostane jego czytelniczką.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie ;) http://never-ending-love-fanfiction.blogspot.com
jak sama już wiesz, opowiadanie mega mnie zaciekawiło :D Ciekawa fabuła, fajny styl pisania... omg nie umiem komentować, ale obiecuję, że się poprawię haha xd Zostaję na stałe, a bloga dodaję do zakładek :D Jest super świetnie :* ♥/ Sara from fb XD
OdpowiedzUsuńPoczątek jest zarabisty
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZaczyna się naprawdę ciekawie :)
OdpowiedzUsuń@onelittlepandax